Sportsman
Autor: Krzysztof Deja 10 kwietnia 2014
Zenek zawsze miał zacięcie sportowe.
Zen zaczął rozgrywki klubowe, zapisując się uprzednio do klubu tenisowego, gdzie członkostwo i udział w zawodach, też musiał opłacić.
Ja i Maggi, mieliśmy przez to dodatkowo zajęcia obowiązkowe, towarzysząc mu we wszystkich meczach – tak w klubie, jak i wyjazdowych. Całe szczęście, że te wyjazdy ograniczały się do sąsiednich dzielnic.
Szczerze mówiąc, Zenkowi nie wychodziło. Postępów nie robił, z rzadka urwał gema. W grze podwójnej, czyli deblu, partner zawsze się na niego boczył. Zenek, kawał chłopa, machnięcie miał, ale technika szwankowała.
Kiedyś, po którymś z kolei przegranym meczu, aby go pocieszyć powiedziałem że: gdyby to było w hokeja na lodzie, to byś przeciwnika easy ograł. Mówiłem to nie bez kozery, bo wiem, że Zenek nieźle jeździ na łyżwach.
Dwa dni później dzwoni do mnie Maggi z pretensjami.
– Co ty Zenka na hokeja namawiasz !
– Ja,… namawiam?
Maggi nie spuszczała z tonu:
– Wszystkie pieniądze na ten ekwipunek wydaje – i prawie płacząc, dodała – a miałam do Polski pojechać.
Wystraszony, zacząłem wypytywać o szczegóły. Okazało się, że Zen wziął sobie do serca moją niewinną uwagę. Zrobił enquiry i zapisał się do miejscowej drużyny hokejowej. Całe szczęście, że część ekwipunku zakupił second-hand, ale i tak kosztowało to nie mniej niż sprzęt do tenisa.
Na odmianę, zaczęliśmy teraz marznąć ma trybunach lodowiska w czasie treningu Zenka. Radził sobie nieźle, choć nie miał tej szybkości co inni. No cóż, był najstarszym zawodnikiem. Kilku potomków Trietiaka, Afanasenko i Holika, zmiatało mu krążek sprzed nosa. W końcu, przyszedł dzień pierwszego występu Zena w barwych klubu. Przeciwnik z interstate zjawił się w komplecie. Zenek grał w obronie. Pierwsza tercja przebiegła pod dyktando gości. W drugiej, Zen coraz śmielej szedł do kontrataku. W jednej z takich akcji, potężny obrońca gości zastosował Zenowi bodiczek i ten huknął o bandę, jęknął i opadł na lód. Sędziowie natychmiast przerwali mecz i w akcję wkroczył lekarz.
A oto bilans urazów, jakie Zen doznał w tym meczu:
– złamane żebro,
– zwichnięty obojczyk,
– stłuczenie pierwszego stopnia kości przedramienia,
– podbite lewe oko,
– opuchlizna dolnej wargi,
– odparzenia na skórze od źle założonego ochraniacza.
Nie znam wyniku tego meczu, bo wraz z Maggi, podążyłem za ambulansem do najbliższego szpitala.
Dzisiaj go wypisują. Już mi wspominał, abym pomógł mu upłynnić ten hokejowy ekwipunek. Tylko przytaknąłem głową, bojąc się powiedzieć słowo, które byłoby przyczynkiem do jego następnej pasji. Nie chcę zadzierać z Maggi. Ta i tak w duchu uważa, że to wszystko moja wina. Ale zastanawiam się czy mu nie wspomnieć coś o …szachach.
Przynajmniej miałbym partnera.
Wasz Chris