Pięta
Autor: Krzysztof Deja 10 stycznia 2014
No i mało brakowało a wpadłbym jak śliwka w kompot, co ja mówię: kompot – pojęcie tu nieznane. Jak słomka do puszki z Coca-colą – tak, to brzmi lepiej, na australian condition.
Fakt jest faktem – Zen zaprosił mnie na sobotnie party. Oprócz gospodarzy, była jeszcze jedna para Polaków i samotna Australijka. No i,… ja. Ucieszyłem się, że pomyśleli o mnie i wyrównali moją ułomność towarzyską, osobą puszystej Aussie. Atrakcyjna kobieta, mimo tych kilku zbędnych kilogramów, była duszą towarzystwa. Opowiadała dowcipy, paliła jak lokomotywa i piła całkiem nieźle. Zenek, niewiele mówiąc, mimiką dawał mi do zrozumienia, abym się nią zainteresował. Mnie w to graj. Nie byłem pewien, czy jej mój akcent nie będzie przeszkadzać. Okazało się że nie – miła kobieta.
Już na początku wyznała, że właśnie rozstała się z mężem, z braku wspólnych zainteresowań. Otóż on, był miłośnikiem footy i wędkowania, a ona wolała chodzić na rugby i golfa. Ta informacja mnie trochę podcięła, bo za obydwoma sportami nie przepadam. Ale co tam – pomyślałem – żenić się z nią nie będę. Po chwili zaczęła wychwalać się, jak to urozmaicała mężowi życie, a ten nie potrafił tego docenić.
– Widzisz mate – mówiła – na śniadanie brałam go do McDonalda, lunch zjadaliśmy w KFC, a na obiady do Pizza Hut, lub innych restauracji go zabierałam. A ten fu…n bękart ciągle narzekał – opowiadała wzburzona. – Nie doceniał mego poświęcenia, mimo że często nawet do domu posiłek zamawiałam – dodała zaciągając się papierosem.
Moje myśli błąkały się w tym czasie, w okolicach polskiej kuchni. Na samo wspomnienie pierożków i bigosu Maggi, na które mnie czasem zapraszała, aż mi się błogo zrobiło. „A i pączki czasem robi” – pomyślałem ciepło o Maggi.
– To nigdy nie gotowałaś? – zapytałem, przerywając jej monolog.
– What do you mean? – zapytała zdziwiona i po chwili wzmieniła ton. – A Maggi mi obiecała, że jakbyśmy byli razem, to mnie nauczy robić pierogi – wyznała, niezgrabnie wypowiadając to ostatnie słowo.
Zdziwiła mnie tym „byli razem”, ale przeszedłem do porządku dziennego i zapytałem co lubi poza tym.
Znów się ożywiła. Okazało się że uwielbia „Neighbours” i „Big Brother”, a ten (tu wyraziła się znów bardzo niepochlebnie o swoim byłym), tylko oglądał „The Simpsons” i „The Osbournes”.
Po tych wyczerpujących informacjach, mimo wszystko próbowałem się z nią umówić. I tu natrafiłem na barierę – problem czasu. Wyjaśniła, że w poniedziałki gra w kręgle. We wtorki, chodzi z koleżankami na techniki relaksacyjne, w środę mecze w netball. W czwartek natomiast, z inną przyjaciółką, chodzi pograć w bingo, a w piątek – z tymi od technik relaksacyjnych, do pubu. Tu się ucieszyłem, bo pomyślałem, że to miejsce, nawet ujdzie na randkę. Okazało się, że … broń Boże! Do pubu od lat chodzi, tylko w towarzystwie damskim i głupio byłoby, gdyby nagle przyprowadziła mężczyznę.
– Toż to żadna nie robi a wszystkie mężatki!
– A sobota? – zapytałem z nadzieją.
– O dobrze – ucieszyła się – w soboty chodzę na mecze rugby, możesz pójść z nami.
Ja z powodu tego meczu, całkowicie straciłem ochotę na randkę.
– No a niedziela? – zapytałem zrezygnowany.
– W niedzielę mam golfa…Lubisz golfa? Możemy pójść razem.
– Czy jest jakiś dzień kiedy masz wolne? – zapytałem.
– Jak to wolne… What do you mean?
Umówiliśmy się tymczasowo na kontakt elektroniczny. Wysyłamy sobie SMS-y i E-maile. I czekam kiedy puszysta Aussie znajdzie dla mnie czas.
Na pytanie Zenka dlaczego się z nią nie umówiłem, zacząłem tłumaczyć, że to z braku czasu. Nie bardzo mi wierzył.
– Widziałeś jej pięty? – zapytałem.
– Nie? – zdumiał się Zen.
– Ona ma zaniedbane pięty, a ja tego nie znoszę u kobiet. Rozumiesz! – powiedziałem dobitniej.
Chyba mnie zrozumiał…
Wasz Chris