Kurtka
Autor: Stan Guzinski 3 marca 2008
Wydarzyło się to w kilka tygodni po moim przyjeździe z Polski do Australii.
Zaliczałam pierwszą w swoim życiu australijską zimę, czyli przenikliwy chłód i wiatr od morza, od którego dzieliły mnie zaledwie dwa kilometry. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałam słowa mojego męża, który wcześniej niejednokrotnie zapewniał mnie gorąco, że w najtęższe polskie mrozy nie zmarznę tak, jak w przenikliwej chłodem, deszczowej adelajdzkiej zimie z plusowymi temperaturami. Tego dnia ubrałam się więc cieplutko i wieczorem ruszyłam do centrum miasta, by spotkać się z przyjaciółmi. Kurtka, choć niezbyt gruba, była przytulnie ciepła i nie przepuszczała wiatru. Doceniłam jej walory na przystanku autobusowym.
Po kilkunastu minutach oczekiwania siedziałam w autobusie na przednim siedzeniu tuż za kierowcą.
Patrzyłam przed siebie, wszystkiego byłam ciekawa. To była moja pierwsza samodzielna eskapada do miasta. Nagle usłyszałam charakterystyczny głos dobiegający z końca autobusu. Dziś już nie potrafię go opisać. Pamiętam tylko, że ten głos był niski, chrapliwy i na swój sposób piękny. Obejrzałam się. Tylko na chwilkę!
Aborygen, w średnim wieku, mówił coś podniesionym głosem do siedzącej – także na przodzie autobusu – kobiety, być może jego żony. Krzyczał coraz głośniej, jakby kogoś zaczepiał. Nagle zobaczyłam go obok siebie. Coś do mnie mówił, był wyraźnie zdenerwowany, a ja nic nie rozumiałam… W końcu wydukałam jak umiałam, że go nie rozumiem. Otworzył swoje piękne oczy szeroko ze zdumienia.
W tym momencie Aborygenka zaczęła „przedstawienie”. Ubrana w lekką, przewiewną sukienkę, podniosła ją do góry aż po sam pępek. To był moment, ale zorientowałam się, ze Ona że mną w ten sposób rozmawia. Chce powiedzieć, o co im chodzi. Pyta: – A ty cóż się wystroiłaś w taką ciepłą kurtkę! Popatrz na mnie, jak lekko jestem ubrana! A ty co? Kaptur na głowie?! Zimno ci!?
„Przedstawienie” nie trwało długo, bo wkrótce z autobusu wysiedli. Aborygen obejrzał się za mną jeszcze raz.. – „Germany?”. Bezwiednie pokręciłam głową. Siedziałam jak sparaliżowana. Byłam zdezorientowana, a nawet lekko spanikowana. Dopiero po dłuższej chwili zaczęło do mnie dochodzić co się stało. Nikt z pasażerów się nie odezwał… Nawet kierowca autobusu nie zareagował!
Na spotkanie przyszłam zdenerwowana. Wydarzenie opowiedziałam znajomym. Wybuchnęli śmiechem, ale już po chwili, pełni pretensji, zapytali dlaczego się obejrzałam?! I tłumaczyli, że Aborygeni nie lubią, gdy się na nich patrzy i w taki sposób zwraca uwagę. – Bądź bardziej dyskretna nie tylko w stosunku do nich, ale do wszystkich innych Australijczyków też. Takie oglądanie się za kimś jest po prostu niegrzeczne – pouczał mnie Marek. – A zwróciłaś uwagę jak oni w tym autobusie siedzieli? – wtrąciła Halina. Pamiętałam, bo to mnie przecież zaskoczyło. Ona z przodu, on z tyłu. – No właśnie, pozostali członkowie rodziny byli pewnie gdzieś w środku pojazdu. Rozproszeni, nigdy wspólnie na jednym siedzeniu, a mimo wszystko razem.
Lekcję odrobiłam natychmiast. Od tamtej pory, za nikim się nie oglądam i nie zdarza mi się „zagapić” na nikogo. (W sumie i w naszej kulturze gapienie się na kogoś nie jest mile widziane).
Ta kurtka służyła mi tylko w tym jednym sezonie, podczas mojej pierwszej zimy w Australii. Później nie była mi potrzebna. Zbyt ciepła! Przyzwyczaiłam się pewnie do tutejszych zimowych chłodów.
(elem)