Ostry dyżur
Autor: Krzysztof Deja 15 grudnia 2011
W pierwszą sobotę i niedzielę grudnia, Teatr Ottoway w Adelajdzie poczęstował nas widzów, smakowitym kąskiem, tak scenicznym jak i literackim. Mam na myśli sztukę Jerzego Lutowskiego pt. Ostry dyżur.
Główny bohater to chirurg, Tadeusz Osiński. W te rolę wcielił się Jarek Starowicz. Osiński w czasie wojny walczył w AK, po Powstaniu Warszawskim znalazł się na prowincji. Po wojnie udzielał pomocy medycznej tym, którzy nie złożyli broni, nie pytając ich o sympatie polityczne. Następnie wrócił do Warszawy, podjął tam pracę. Jednak „grzechy przeszłości” wyszły na jaw – za pomoc „bandom” został skazany na dwa lata więzienia. Można uznać, że to utwór prawie autobiograficzny, bo życie autora bardzo przypominało fabułę sztuki. Zresztą, jak tysięcy innych „zaplutych karłów reakcji”, którzy mieli „zwichnięty” życiorys, tylko na podstawie insynuacji i pomówień.
Po wyjściu na wolność, jako „wróg ludu” nie może znaleźć pracy w Warszawie. Wyjeżdża na prowincję i dzięki narzeczonej, Annie dostaje tam zatrudnienie. Annę, początkującą aktorkę brawurowo gra Elvira Hoppe.
Z wiadomych względów Tadeusz nie afiszuje się swoją przeszłością. Jest cenionym specjalistą i szanowanym człowiekiem. Narzeczona nakłania Tadeusza, by interweniował w swojej sprawie w partii. Nadarza się doskonała okazja – do miasteczka na przedzjazdowe spotkanie partyjne przybywa członek Biura Politycznego.
Prawdziwy konflikt dramatyczny ujawnia się w momencie przywiezienia do szpitala partyjnego kacyka w asyście I sekretarza powiatowego komitetu PZPR, Dąbka (grał go Bernard Rogoziński) i kierownika powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa, Wielgosza (w tej roli Stanisław Kulikowski). Doktor Osiński stawia diagnozę – perforacja wyrostka robaczkowego. Konieczna jest natychmiastowa operacja. Funkcjonariusze systemu nie mogą pozwolić aby „towarzysza z centrali” operował niepewny politycznie chirurg, z tak „zaszarganą” przeszłością. Za oknem szaleje śnieżyca, linie telefoniczne są zerwane, do najbliższego miasteczka kilkadziesiąt kilometrów. Uśpiony pacjent czeka na sali operacyjnej. Czy pojawi się prawomyślny chirurg, któremu można zaufać? Nie będę przytaczać całej treści tego utworu, to trzeba zobaczyć.
Dialogi świetnie oddają atmosferę tamtych powojennych dni. A także mentalność i systemy wartości, przekroju społeczeństwa zaangażowanego w „budowę socjalizmu”. Poznajemy jak już wspomniałem Franciszka Wielgosza, bezwzględnego i tępego ideowca. Romana Brosza, kierownika administracyjnego szpitala, szuję i karierowicza – grał go wspomniany już Andrzej Dąbrowski. Pielegniarkę Zofię, tak odmienną od postaci Anny. W rolę tę doskonale wcieliła się debiutantka, Basia Bartnik i to ona zebrała najwięcej oklasków. Wreszcie Machcewicza (doskonale zagranego przez Stanisława Kramarczuka), dyrektora szpitala, załamanego śmiercią jedynego syna, którego zastrzelono w czasie służby wojskowej.
Tragizm nowej rzeczywistości i związane z tym problemy etyczne stanowią kanwę tej ciekawej sztuki. Szczególnie drugi akt tchnie dynamiką dramatu. Trzeba tu pochwalić reżysera tego przedstawienia A.Dąbrowskiego, oraz osoby współpracujące – scenografia, światła, dźwięk – wszystko to nienaganne. Nawet epizodyczne role były doskonale obsadzone, że przytoczę tylko jedną – sanitariuszka Kłysiowa, dzięki Wali Grant wywoływała salwy smiechu i oklasków. Poza tymi grali jeszcze: Tadeusz Kulikowski w roli robotnika tartaku, Bożena Szadziewicz jako pielegniarka i Kazimierz Łysakowski w roli oczekiwanego, prawomyślnego chirurga.
Główny bohater jest wyjątkowo silną postacią, nigdy nie poddaje się „nowej sytuacji”, nie schodzi z raz obranej drogi. Bez obawy wygarnia prawdę samemu sekretarzowi PZPR mówiąc o obłudzie i zakłamaniu nowego systemu. Sztuka ta stanowi ciekawe świadectwo realiów lat pięćdziesiątych. Odsłania dramatyczną prawdę o ludziach, którzy z AK-owską przeszłością, po wyjściu z więzienia, próbują znaleźć sobie miejsce w rzeczywistości PRL-u, spożytkować swą wiedzę i umiejętności, i spokojnie żyć. Okazuje się to jednak w tamtych czasach niemożliwe.
Trzeba podkreslić doskonałą adaptację tej trudnej sztuki na deskach Teatru Ottoway. Świetnie przekazali klimat schyłku stalinizmu. Zasługa w tym całej ekipy, tak aktorskiej, reżyserskiej, jak i obsługi technicznej. To właśnie podkreślił obecny na sobotnim przedstawieniu Konsul Generalny RP, pan Daniel Gromann, życząc teatrowi dalszych sukcesów. I my gratulujemy!
Ps. Recenzja ta ukaże się w piątek 16 grudnia w audycji radia 5PBA FM Adelaide, w godz. 18.30-20.30 w wydaniu dźwiękowym, a także w swiątecznym Expressie Wieczornym.
Życzę wszystkim Szanownym Czytelnikom Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku
Krzysztof Deja