Reklama-EduAu

Artykuły Archiwalne

Fascynacje i upodobania Anny Fiali, polskiej artystki na emigracji w Australii

Autor: Teresa Podemska - Abt 30 września 2015

Anna Fiala studiowała w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Łodzi w drugiej połowie lat 60-tych i specjalizowała się w tkaninie artystycznej. Tkanina artystyczna, którą obecnie się nie zajmuje, leży u podstaw jej aktualnej pasji twórczej — fotografiki. Fotografika otwiera inne możliwości kreacji niż tkanina. Pozwala na większy kontakt artysty z natura, a także bardzo go uwrażliwia na jej piękno. Poza tym, że obraz fotograficzny umożliwia połączenie wizji malarskiej z ‘postrzeganiem’ obiektywu; daje możliwość ‘złapania świata’ w jego chwilowym, na ogół niepowtarzalnym, momencie. Mówiąc bardzo generalnie, Anna Fiala widzi fotografikę jako twórcze działanie artystyczne pogłębiające i rozszerzające świat ‘widziany’ i percypowany nie zawsze perfekcyjnymi zmysłami ludzkimi. Z tego powodu efektowne doskonalenie fotografii ‘cudem, jakim jest technika komputerowa’, plastyczka uważa za kolejną szansę artystycznego rozwoju.

foto Anna Fiala

foto Anna Fiala

Zamieszkała od wielu lat w Perth Anna, polska tkaczka i malarka, mówi, że fotografuje z wewnętrznej potrzeby. Jej fotografia artystyczna jest poważną próbą fotograficznej interpretacji Australii, szczególnie zaś australijskiej przyrody, miejsca, środowiska naturalnego. Australię na fotografiach Anny poznajemy w szczególe. Gdy zażartowałam, że piękno i kolor przysłanych mi fotografii jest pewnie zasługą jakiś specjalnych chwytów i zabiegów upiększających, odpowiedziała, że takie możliwości są i niekiedy ‘robi’ to nawet tylko komputer, jednakże największą zasługę ma wrażliwe i precyzyjne ‘oko’ (w które wyposażyła Ją natura), tudzież sama przyroda australijska, która jest tak piękna, że nic nie jest w stanie jej ulepszyć. Natura zatem jest główną sprawczynią i bohaterką fotografiki Anny: fotograf czy malarz dopełnia jedynie piękno, które widzi, czuje, słyszy, dotyka, bo ‘widzenie’ to z pewnością nie tylko kwestia wzroku.

Obok fotografii Anny Fiali nie można przejść obojętnie, budzą tyleż samo zachwytu, co refleksji. Dzięki ujęciom Anny, a wiele z nich reprezentuje australijski las, można stać się wrażliwszym oraz nauczyć się wnikliwie patrzeć, postrzegać, widzieć całym sobą. Zapytana dlaczego motyw lasu jest dla Niej taki ważny fotograficzka odpowiada:

Znam i kocham las od wczesnego dzieciństwa, toteż ciągnie mnie do lasu zawsze. Muszę powiedzieć, że australijski las jest dla mnie jakiś szczególny, mistyczny i surowy. Wysokie drzewa i spokój tam panujący wytwarzają nastrój gotyckiej katedry. O każdej porze roku coś tam kwitnie. W zimie np. przepiękne są australijskie akacje, pokrywające się masą żółtych kulek. Fotografując las, grę światła i cieni, a przede wszystkim detale kory drzewnej, odkrywam coraz to inne zadziwiające kształty, jakby pochodzące i przemawiające z odległej przeszłości.

Większość motywów takich jak las, busz, wrześniowe kwitnienie dziewiczych połaci Zachodniej Australii nie jest niewątpliwie obce fotografice australijskiej, ale należy tu podkreślić, że znakomitym osiągnięciem Anny (również jako jednej z bardzo niewielu Polek na emigracji parających się fotografiką artystyczną) jest to, że definiując fotograficznie szczegół australijskiego lasu i przyrody nadaje mu niecodzienny, swoisty charakter jednostkowy, a także rzadko spotykany wymiar metaforyczny. Mówiąc inaczej, fotografie Anny Fiali – interpretując i personifikując przyrodę – reprezentują nie tylko indywidualne i indywidualistyczne artystycznie spojrzenie fotograficzki, ale przekazują spojrzenie z zewnątrz, spojrzenie przybysza spoza Australii. Choć od wielu lat w niej mieszkającego, to jednak wnoszącego elementy nowe i inne, desygnowane kulturowo plastycznym wykształceniem i smakiem, polskością, etnicznością. Nacechowane tą świeżością spojrzenia i interpretacji przyrody, fotografie Anny emanują zadziwieniem urodą świata oraz zafascynowaniem się obcego w zetknięciu z natywną przyrodą australijską.

Z innej perspektywy patrząc, doświadczeniowej i pamięciowej, fotografika Anny Fiali materializuje w jakiś sposób (ogólnoludzkie, zatem uniwersalistyczne) wrażenia, spostrzeżenia, ułudy i wspomnienia z (dziecięcych) wycieczek do lasu i zabaw na łonie przyrody. Można by się zastanawiać czy jest ktoś kto nie pamiętałby swoich dziecięcych fascynacji kształtem i kolorem drzew i konarów, ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że swoją fotografiką Anna Fiala przypomina nam świat, który w pewnym okresie naszego życia był światem nie tylko przyrody, ale światem baśni i beztroski, a czasem także światem strachów i zagrożenia. Światem, w którym przejście od fantazji do rzeczywistości znaczyło tyle co poczucie wolności i swobody, uduchowienie i wrażliwość. Takie ‘przejścia’, zmiany stanu ducha i zachowania, były kiedyś (a pośród wielu kultur ciągle są) społecznie aprobowane. Któż z nas, pyta poprzez swoją fotografię Anna, nie szukał w szczegółach, fragmentach gałęzi lub liniach kamieni kształtów i ‘wcieleń’, przypominających stwory, zwierzęta, figury, ludzi, twarze? Któż nie potrafi tak właśnie fantazjować? Jeśli ktoś o tym zapomniał, fotografia artystyczna Anny Fiali na pewno mu to przypomni. W każdym detalu i w każdym ujęciu, fotografie te są temperamentne i ożywiające, prowokują i stymulują, a nade wszystko, pobudzając pamięć i wspomnienia, przywołując i rekreując wrażenia i obrazy, zapraszają do estetycznej przygody…, i do zabawy. Naturalnie, każde artystyczne zaproszenie ma wiele wymiarów. Odwołując się w swej fotografice do takich kategorii plastycznych jak niekonwencjonalny kształt, gra koloru i światła, Anna Fiala zaprasza także do zabawienia się z utrwaloną na fotografii, swoją zatem, i naszą własną wyobraźnią.

Knight and a Cat - foto Anna Fiala

Knight and a Cat – foto Anna Fiala

Pomysłów na odczytanie obrazu, zdjęcia, dzieła sztuki czy literatury jest jak wiemy wiele. Kolejnym kluczem do głębszego, tym razem ideowego spojrzenia na fotografikę Anny jest nawiązanie do estetyki i filozofii naturalistycznej, ale także, do reprezentatywnego dla wielu australijskich kultur tubylczych mitu, snu, umiłowania i poszanowania przyrody. Fantazjowanie, bogata wyobraźnia, śnienie i obcowanie z przyrodą, pojmowane jako istotna cześć, a jednocześnie cecha i potrzeba, natury ludzkiej, leżą u podstaw takiej myśli artystycznej. Przyjmując w swoim obrazowaniu przyrody taką postawę, polska fotograficzka zdaje się mówić, że żyjący w świecie natury człowiek nie tylko potrafi żyć z nią w symbiozie, ale uzależniony od niej, ma święty obowiązek dostrzec ją i chronić, a przy tym — zarejestrować jej materialność i zmienność. Nade wszystko, artysta ma ‘dotknąć’ (tu: fotografią) to, co przynależne realnemu światu i postrzec w nim to, co przypisane niewyobrażalnemu. Odwołując się do tej tubylczej orientacji filozoficznej, artystycznej i duchowej, fotografika Anny Fiali staje się także pomostem między teraźniejszością, przeszłością i przyszłością. Z jednej strony — rejestrując Australię w jej archaicznych postaciach — pokazuje trwanie i przywołuje mity ziemi i stworzenia, z drugiej — śladem, jaki zostawia fotografia utrwalająca współczesność — projektuje ten piękny kraj (i swoją w nim twórczość oczywiście) w przyszłość.

Fotografie Anny dostępne są w Internecie, ale warto przez chwilę zatrzymać się przy tradycyjnym, albumowym, książkowym ich wydaniu, bowiem jest to opowieść fotograficzno- słowna, składająca się, jak do tej pory, z trzech książek. W Forest Impressions, Forest Secrets i Hidden Stories (w których każda fotografia jest wynikiem unikalnego połączenia trzech lub więcej zdjęć Anny) pisarz – Adam Fiala i syn Anny, Andrzej Fiala, zamieścili teksty-opowieści, które komplementują treści fotograficzne. Czasami jest to drobna interpretacją, czasem mini opowieść poetycka, nawiązująca do mitu lub legendy tubylczej. W ‘książeczkach leśnych’ jak je nazywa artystka, fotografie zaopatrzone są także w inskrypcje przypominające folklorystyczne, zachodnie przypowieści. Książki te — wynik twórczej współpracy rodzinnej — to wydania, które artystka uznaje za ‘malutkie osiągnięcie w dziedzinie fotograficznej’. Rozpoczynają serię, nad którą Rodzina Fialów pracuje na bieżąco; do tworzenia tej serii zainspirowały Annę montaże fotograficzne.

Skryta z natury, nieco także nieśmiała, Anna trochę się ‘rozgaduje’, gdy uda się Ją wyciągnąć na rozmowy o lesie:

Niestety brzydka pogoda tej zimy udaremniła nam podziwianie lasu i jego cudów, ale idzie wiosna, a to fantastyczna okazja do fotografowania kwitnącej Australii. Muszę się przyznać, że każda wyprawa do buszu jest dla mnie duchowym przeżyciem, radosnym spotkaniem z naturą. Dzięki naturze właśnie, żyjący z nią w symbiozie Aborygeni przetrwali tyle milionów lat. A dziś uczą nas jak nie niszcząc, możemy wykorzystać bogactwo natury. Moje głębokie zainteresowanie przyrodą ułatwiło mi zrozumienie Kultury Tubylców Australijskich i pozostało dla mnie ciekawym wzbogacającym odkryciem. Chodząc po lesie wyobrażam sobie jak tu żyli Pierwsi Mieszkańcy, jak powstawały ich mity kosmologiczne.

W rzeczy samej, obrazy tubylców australijskich w symbiozie z przyrodą, o czym mówi Anna, można przywołać choćby z filmów takich jak Charlie’s Country, Ten Canoes, Tracker, nie mówiąc o literaturze aborygeńskiej pełnej obrazów tradycyjnego życia tubylców. Dodajmy, że swoją fascynacją australijskiej przyrody, tajemnicą sztuki tubylczej i pasją fotografowania wzbudziła Anna podobną inklinację u swego syna, Andrzeja. Matka i syn często razem wybierają się w plener, ‘zdejmując’ go w dwóch różnych spojrzeniach i oczywiście – obiektywach. Anna, która na ogół pracuje w samotności, ceni wspólne wypady z Synem, ponieważ wyzwalają w Niej ‘wspomagającą’ energię.

Na zatrzymanie w obiektywie często niezauważanych bądź nieuchwytnych drobiazgów natury, punktów, płaszczyzn, kontrastów kolorystycznych, gry światła potrzebna jest wielka wrażliwość. Wrażenie odbiorcy, czyli recepcja fotografii, to nie tylko utrwalony w fotografii obraz, ale także klimat fotografii, zaskakujący efekt, nietypowe ujęcie. Oglądanie fotografii artystycznej Anny Fiali wywołuje ciekawość, miłe oszołomienie ‘zdjętymi’ i wykreowanymi kształtami i manifestacjami przyrody, których wcześniej odbiorca mógł być nieświadomy, lub miał o nich pojęcie ulotne i niekompletne. Pod wpływem fotograficznych reprezentacji artystycznych Anny, w przyrodzie australijskiej odnajduje odbiorca duszę: duszę kraju mitycznego, prastarego, trwałego. W Jej fotograficznych obrazach-przedstawieniach (bo są one pełne dynamizmu i gotowych scenariuszy) i artystycznych interpretacjach odkrywamy i podziwiamy także duszę fotografii i duszę artystki. Obcowanie z tą kunsztowną bogatą fotografiką pozwala na zapamiętanie nie tylko utrwalonej na zdjęciach rubensowskiej wręcz kolorystyki, ale na zadumanie się nad pięknem sportretowanej przyrody i różnorodnych jego odcieni. Język fotografii artystycznej Anny to propozycja dogłębnego spojrzenia na magię i iluzję codzienności i życia Natury. Magia ta niewątpliwie trafia do serca odbiorcy; trafia nawet wtedy, gdy zdaje sobie on sprawę, że dzisiejsza fotografika korzysta z rozlicznych usprawnień technicznych, a oglądane zdjęcia są ulepszone komputerowo. To delikatne połączenie techniki ze sztuką jest korzystne, na zdjęciach nie ma niepotrzebnych drobiazgów zdjętych obiektywem, a wzmocnienie światłocieni i barwy nasyca fotografie ciepłem.

Zanim przejdziemy do rozmowy z Anną, dodajmy, że ciepło, otwarcie na drugiego człowieka, delikatność, fascynacja i jakiś rodzaj tajemniczości, znamienne są nie tylko fotografice Anny, ale także słownej z Nią komunikacji, są obecne w Jej wypowiedziach. Oto nasza rozmowa:

TPA: Od czego zaczęło się fotografowanie w Australii? Czy od razu myślała Pani o tych pierwszych zdjęciach jak o sztuce, czy była  to najpierw chęć upamiętnienia rodzinnych wydarzeń, rodzaj turystycznego hobby albo fascynacji rosnącym dzieckiem??

AF: Moje fotografowanie w Australii zaczęło się od fotografowania rodziny na tle buszu a nie domów i samochodów. Wysyłaliśmy te zdjęcia do Polski i ludzie interpretowali je w różny sposób. W ten sposób ‘zaraziliśmy’ swoimi zainteresowaniami naszych korespondentów.

TPA: Dlaczego zaczęła Pani obrabiać zdjęcia, montować je.

AF: Manipulacja ze zdjęciami zaczęła się później, gdy wpadłam na pomysł serii książeczek ‘leśnych’ i zaraziłam tym Adama i Andrzeja. Tytuł ’leśne’ jest roboczy.

TPA: Co Pani chciała uzyskać w pierwszym montażu fotograficznym, jaki efekt miał być osiągnięty, jaka była potrzeba? Czemu miało służyć to pierwsze zmontowane zdjęcie?

AF: W pierwszym montażu fotograficznym chciałam wykorzystać moje możliwości kompozycyjne, nawiązujące do tkanin.

TPA: Dlaczego fotografuje Pani drzewa? Czy stoi za tym jakaś filozofia? Czy drzewo ma dla Pani szczególne znaczenie?

AF: Fotografuję drzewa, bo są to najwspanialsze naturalne pomniki Australii, a ich kora jest jak obrazkowe książeczki. Stary Australijski eukaliptus przypomina mi leśnego ducha, bo jest w nim jakby ukryta historia pierwotnych mieszkańców tego kontynentu.

TPA: Potrzeba kontaktu z przyrodą jest wrodzona, lecz sposób tego kontaktu i charakter korzyści, jakie się zeń czerpie, są w dużym stopniu uzależnione kulturowo. Zawsze jednak u podstaw tych potrzeb, choćby bardzo wysublimowanych, tkwi komponent biologiczny. Pani fotografika, jako forma aktywności ludzkiej związanej z przyrodą, jak się domyślam, wynika z wielu przyczyn, ale proszę powiedzieć czy Pani umiłowanie przyrody jest bardziej potrzebą biologiczną czy kulturową?

AF: Teraz trudno byłoby mi to już rozdzielić. Moja potrzeba fotografowania jest ogromna. Kiedyś byłoby na to pytanie łatwiej odpowiedzieć, bo zawsze kochałam przyrodę. Pewnie dlatego polubiłam Australię, bo jest jeszcze w miarę nietknięta i kontakt z przyrodą jest łatwy. Wkoło mamy oceany, lasy, pola, niezamieszkałe przestrzenie. Miasta są pełne rezerwatów, ogrodów, parków. Zgadzam się więc, że w dużym stopniu moje fotografowanie ma w sobie aspekt biologiczny, jestem częścią Natury.

TPA: Pewnie dlatego także, seria ‘książeczek leśnych jest taka ważna?

AF: Ważna jest z wielu względów. Po pierwsze, to są właściwie ballady o Australijskim buszu, o obrazie (i tekście) uniwersalnym, zarówno dla dzieci jak i dla dorosłych. Dlatego używam rodzaj minimalistycznej, oszczędnej w słowach wypowiedzi, także poetyckiej, ponieważ w prostych albumach fotograficznych zdjęciom towarzyszy zwykle tylko tekst techniczny: sposób zrobienia zdjęcia, lokalizacja. Chciałam stworzyć coś oryginalnego. Książki wydaliśmy własnym sumptem w kilku egzemplarzach, ale robimy wysokiej rozdzielczości wydruki (odbitki jak kopie grafik), jeśli są zamówienia od towarzystw kulturalnych czy też prywatnych odbiorców. To wydaje się być rozsądne rozwiązanie, bo ludzie różnie podchodzą do takich zakupów. Na przykład, gdy Forest Secrets zakupiła jedna osoba, powiedziała, że zakup dzieła sztuki za siedemdziesiąt dolarów australijskich nie jest ceną wygórowaną. Niektórzy nie patrzą na cenę, bo liczy się dla nich gest, jaki względem kogoś robią. Książeczki zawierają mocny akcent ochrony środowiska, najczęściej zwyczajnego buszu, jaki fotografowałam, a nie tylko miejsc uznanych w turystycznych przewodnikach.

TPA: Proszę opowiedzieć na czym polega wspólne fotografowanie Pani i Andrzeja, Pani Syna.

AF: Mamy szereg aparatów fotograficznych. Każdy z naszej trójki fotografuje samodzielnie, ale czuję, że to ja zainspirowałam Andrzeja i Adama do fotografii artystycznej. Andrzej widzi szczególnie, ostro.

TPA: Fotografujecie ten sam obiekt? Czy fotografując dyskutujecie o tym do czego te fotografie będą służyć?

AF: Jeżeli nawet fotografujemy ten sam obiekt to są to trzy różne ujęcia, które, tak, później dyskutujemy. Czasem burzliwie, ale kierujemy się ideą, wybieramy to co najpiękniejsze.

TPA: Jak jest z uczuciami i energią Matki i Syna w czasie wspólnego fotografowania?

AF: Emocjonalnie jestem bardzo z Andrzejem związana. Zauważyłam, że mamy podobne spojrzenie na obiekt.

TPA: Kto uczył fotografować Andrzeja, Mama czy Tato?

AF: Fotografii uczyłam Andrzeja ja, choć sama nie ukończyłam żadnego kursu fotograficznego. Jestem samoukiem, pasjonatką. Fotografia jest obrazem. Moje malarskie spojrzenie na świat przekazałam jak umiałam najlepiej. Technika i sztuka fotografii digitalnej na pewno bardzo nam fotografowanie i naszą pasję ułatwiły.

TPA: Kto jest Pani mistrzem fotografii artystycznej?

AF: Ansel Adams i Alfred Steglitz, bo oni pierwsi wykazali, że fotografowanie jest sztuką.

TPA: Dlaczego fotografia kolorowa a nie czarnobiała?

AF: Fotografia kolorowa? Chyba dlatego, że jestem tkaczką i malarką, a kolor w tych dziedzinach ma znaczenie kluczowe, symboliczne także. Interesują mnie bardziej zestawienia kolorów, ale doceniam fotografię czarno białą, bo ona przypomina grafikę.

TPA:  Polska fotografia zakorzeniona jest w krajobrazie, czy to stad wzięło się Pani zamiłowanie do fotografowania lasów?

AF: Jako dziecko żyłam otoczona lasami i polami i fotografowałam wspólnie z moim bratem. Były to fotografie czarno – białe, które wywoływaliśmy w domu.

TPA:  Jaka drogę Pani przebyła – zaczęła Pani fotografowanie artystyczne od Rodziny w buszu, a na czym teraz się Pani koncentruje, czy jest to droga od krajobrazu do szczegółu?

AF: Tak można powiedzieć, rzeczywiście obecnie koncentruję się na obrazach na korze, a to detal w dużym stopniu. Są to obrazy malowane na korze przez wiatr, słońce, zmieniające się pory dnia i roku. Na korze można znaleźć całe galerie malarstwa i płaskorzeźby, jeżeli spojrzy się na nią okiem artysty fotografika lub fantasty. Na przykład, wczoraj oglądałam ‘surrealistyczną głowę jaszczura’. Czasami kora robi wrażenie obrazu z pogiętych blach, przypominając prace Beksińskiego. Są też ‘czyste’ obrazy abstrakcyjne i półabstrakcyjnej. Patrząc, nazwijmy to przez pryzmat czy paradygmat malarski, można odnaleźć Picassa, który w jednym ujęciu przedstawiał twarz w profilu i en face. Są nawet, w każdym razie ja je widzę, obrazy przypominające Boscha – jak na przykład szyderczo zerkająca głowa.

TPA:  Dlaczego wprowadziła Pani do swojej fotografii montaż?

AF: Montaż daje mi możliwość tworzenia rytmów, nawiązując w ten sposób do ukrytej muzyki australijskiego buszu.

TPA: A jak się ma malarstwo hiperrealistyczne w stosunku do tego co Pani robi, do fotografii artystycznej?

AF: Osobiście nie lubię malarstwa hiperrealistycznego, bo jest ono tylko imitacją fotografii. Jest robione z fotografii, ale imitacja ta nie ma głębszego charakteru.

TPA:  Lubi Pani zdjęcia Witkacego? Są przeciwieństwem tego co Pani robi w fotografii, bo jego fotografia nakierowana jest na wnętrze, wnętrze człowieka głównie.

AF: Dlatego właśnie lubię Witkacego; w jego portretach (dopisuje nawet narkotyczne środki jakie zażywał) znajduję dzikość i niesamowitość, jak w australijskim buszu, choć nie fotografuję w takim stylu to chęć uchwycenia tajemnicy, demoniczności natury jest mi bliska.

TPA: Maluje Pani portrety, dlaczego wiec Pani modelem/przedmiotem fotograficznym nie jest człowiek?

AF: Portrety wymagają specjalnych warunków studyjnych i są  powszechnie stosowane. Natomiast obrazy na korze są unikatowe, niepowtarzalne, dotykają pogranicza, przejścia.

TPA: Pozwolę sobie rozszerzyć Pani wypowiedź…, czyli widzialnego i niewidzialnego, lat dawnych i stanu obecnego, odnowy i obumierania. Korę eukaliptusów maluje Natura, dodajmy – maluje ją ręka niewidzialna i już ten fakt sam w sobie jest niesamowity, tajemniczy, fascynujący.

AF: Tak.

TPA:  Czy należy Pani do jakiegoś związku artystów fotografików?

AF: Nigdzie nie należę, a jedynie książki i moje prace są moją reprezentacją.

TPA: Czy uczy Pani fotografii?

AF: Nie, mam tyle sama do zrobienia.

TPA:  Czy była Pani w Polsce od momentu wyjazdu? Co Panią łączy z Polską?

AF: Polski nie odwiedzałam z różnych powodów, także zdrowotnych. Łączy mnie świadomość, że to kraj młodości, studiów, pierwszych kroków, dosłownie i tych artystycznych. Jak każdego, łączą mnie niewygasłe jeszcze uczucia i emocje.

Komentarze

Autor

Teresa Podemska - Abt

Teresa Podemska - AbtPonad 30 lat temu, gdy przyjechałam do Australii, niewiele wiedziałam na temat oryginalnych mieszkańców tego kontynentu - Indigenous Peoples, znanych nam jako Aborygenów. W czasie tutejszych studiów szybko się zorientowałam, że na moich oczach dzieje się tu HISTORIA – walka tubylców o niepodległość kulturową, o zachowanie tożsamości na własnej ziemi, o utrzymanie tradycji ... Więcej artykułów tego autora