Milena, autorka
tej korespondencji, szkole srednia moze juz
sobie tylko powspominac.
Pod koniec 2003 zdala egzaminy maturalne ze wspanialym wynikiem -
plasujac sie w 1% najlepszych rezultatow w calym stanie
Australia Poludniowa.
Niebawem rozpoczyna studia na
jednym z prestizowych australijskich uniwersytetow. |
SZKOLY SREDNIE I PODSTAWOWE
- czesc II
Moje szkolne losy - Milena
<< zajrzyj do czesci I
|
Moje szkolne losy |
To co mnie
najbardziej przerażało przed wyjazdem do Australii, to... szkoła! O systemie
edukacji wiedziałam niewiele, ale słyszałam co nieco o niskim poziomie szkół
na antypodach. Szkolnictwo w Australii krytykuje większość Polaków,
szczególnie tych, którzy przyjechali tu w latach 80. Oni ciągle porównują
szkołę polską z ich czasów do tutejszych szkół podstawowych i średnich. I
zawsze im wychodzi, że w Polsce jest lepiej, mądrzej, trudniej...
Fakt. Polscy
uczniowie zakuwają bardziej szczegółowo. Na przykład nazwy wszystkich mięśni
żaby albo innego płaza. Albo tak jak ja kułam na lekcję biologii: "Nereida ma
ciało podzielone na homonomiczne monomery z ściśle zaznaczoną tendencją do
cefalizacji..."
Międzynarodowe
badania umiejętności 15-letnich uczniów przeprowadzane przez organizację
OECD (Organisation for Economic
Co-operation and Development) zdają się nie potwierdzać zarzutów o to, że
australijski system edukacji, w przeciwieństwie do polskiego, wypuszcza w
świat półanalfabetów. W roku 2000 Polacy uzyskali średnio 479 punktów za
czytanie ze zrozumieniem, 470 za "myślenie matematyczne" i 483 za "myślenie
naukowe" - grubo poniżej przeciętnej wszystkich krajów biorących udział w
badaniach!
Australijczycy uzyskali kolejno 530, 533 i 528 punktów, co usytułowało ich w
światowej czołówce. Wyprzedzili oni również Amerykanów, Niemców i
Brytyjczyków.
Te międzynarodowe
badania, rzecz jasna, nie sprawdzały ilości wiedzy jaką 15-latki zdołały
przyswoić w czasie pobytu w szkole, ale uniwersalne umiejętności, potrzebne
aby funkcjonować w dzisiejszym świecie. Australijska szkoła bardzo duży nacisk
kładzie na uczenie właśnie tego! System szkolnictwa jest tu po prostu INNY.
Do Australii
przyjechałam w 2001 roku, dwa tygodnie po tym, jak zaczęłam 3 klasę LO
(starego, jeszcze 4-letniego LO), a więc praktycznie na australijskie wakacje.
Jeden term (ok 10
tygodni) spędziłam w Adelaide Secondary School of English. To ta szkoła dla
emigrantów, o której
pisze Stan.
Pod koniec stycznia następnego roku zaczęłam 11 klasę w państwowej szkole
średniej w jednej z dzielnic Adelajdy.
Praktycznie i użytecznie
Australijskie programy nauczania w dwóch ostatnich latach nauki (11 i 12
klasa) są tak skonstruowane, żeby były przede wszystkim praktyczne i
użyteczne.
Miałam do wyboru ponad 40 przedmiotów. Musiałam wybrać sześć na semestr:
typowo akademickie uznawane przez uniwersytety, albo bardziej praktyczne,
przygotowujące do wyższej
szkoły zawodowej.
Moje zdziwienia
Wciąż mam w pamięci polską szkołę. Może dlatego na każdym kroku porównuję ją z
australijską. To, co mnie zaskoczyło już na początku to:
-
Nauczyciel to
bardzo wysoko ceniony tu zawód, cieszący się olbrzymim zaufaniem społecznym!
Dobrze opłacany. Bardzo trudno dostać się na studia nauczycielskie. Ale też
oni nie stoją przed klasą i nie dyktują na lekcji Vademecum Maturzysty czy
podręcznika.
-
Nie zakuwałam
olbrzymiej ilości faktów, ale nauczyciel historii (na przykład) tak
prowadził lekcję, abym zrozumiała mechanizmy rządzące dziejami. I na
historii i na fizyce (dosłownie na wszystkich przedmiotach!) pisałam eseje,
w których musiałam wykazać się zrozumieniem tematu. Musiałam samodzielnie
znaleźć informacje w rozmaitych źródłach wiedzy. Ale samo opisanie czegoś
nigdy nie wystarczało. Pytania wymagały porównywania, analizowania i, przede
wszytkim, logicznego, spójnego argumentowania i przekonywania do swojej
opinii. Na każdym kroku pisania czuwał nade mną nauczyciel i dawał kolejne
wskazówki. Nie było mowy o ściąganiu gotowców z internetu czy książek!
-
W australijskiej
szkole średniej zwracają uwagę na praktyczne zastosowanie chemii, fizyki,
biologii. Na lekcjach uczyli mnie więc jakie prawa fizyki decydują o
bezpieczeństwie na drogach, jak działa ksero, drukarka czy telewizor.
-
Początkowo
najwięcej kłopotów sprawiały mi chemiczne doświadczenia. Nigdy wcześniej ich
nie robiłam, bo w polskiej szkole laboratoryjne doświadczenia należą do
rzadkości. Tutaj szkoły są bogatsze, laboratoria wyposażone jak należy i
praktyczne ćwiczenia są podstawą nauki. Samodzielne projektowanie
doświadczeń, w celu zbadania jakiejś tezy, ćwiczą tu już od podstawówki i
jest obowiązkową częścią matury.
-
Matematyka? Do
wyboru i koloru! Albo wybierasz równania różniczkowe, pochodne funkcji
trygonometrycznych, macierze i wektory 3D, albo uczysz się o inwestycjach,
pożyczkach i biznesie. Na maturze obowiązkowe jest użycie kalkulatora
graficznego.
Co dla najlepszych?
W Australii najlepszy uczeń to taki, który wybiera matematykę, fizykę czy
chemię. To dla takich organizuje się konkursy, olimpiady i szuka innych
możliwości poszerzenia ich wiedzy. Nie słyszałam natomiast o żadnym konkursie
historycznym. Absolwenci nauk społecznych (w ogóle humanistycznych) mają
największe trudności ze znalezieniem pracy. Moim zdaniem humanistów mało tu
cenią. Moja szkoła zorganizowała "klasę" i zatrudniła nauczyciela dla pięciu
chemików. Dla dziewięciu kandydatów na geografię nie było to możliwe.
Języki obce to, nie
tylko moim zdaniem, ale również zdaniem wielu nauczycieli, najbardziej
sponiewierana dziedzina wiedzy. Teoretycznie języki są obowiązkowe przez całą
podstawówkę, ale tylko przez pierwszy rok lub dwa lata szkoły średniej.
Australijczycy raczej niechętnie (szczególnie w porównaniu do Polaków) uczą
się języków. Z jednej strony chwalą się, że i tak jest lepiej niż np w USA,
ponieważ ok 15% uczniów kontynuuje język w klasie maturalnej, w porównaniu do
ok 2% w Stanach, ale podejrzewam, że to tylko dlatego, że tu na maturze można
zdawać języki etniczne. W końcu ja też zdawałam język polski, czyli język
obcy, i zostałam pewnie ujęta w tych statystykach. Jedynie uniwersytet
adelajdzki próbuje zachęcić potencjalnych studentów do zdawania języka obcego
na maturze, dokładając za to dwa bonusowe punkty. Gdy pytałam niektórych
kolegów w szkole dlaczego zaprzestali tej nauki (w mojej szkole dostępny jest
tylko japoński), odpowiadali, że było to "zbyt trudne". Faktem jest, że
nauczenie się japońskiego jest dla Australijczyka trudniejsze, niż nauczenie
się niemieckiego, choćby z powodu alfabetu, na którego opanowanie potrzeba
sporo czasu. Ale nawet jak będą uczyć się niemieckiego, jest spora szansa, że
nigdy do Niemiec nie pojadą, bo daleko i drogo. Dlatego nauka języków obcych
jest często tu widziana jako "sztuka dla sztuki", a nie konieczność, tak jak w
Europie.
Oceny
To chyba najczęstsza przyczyna stresów szkolnych, dlatego spodobała mi się
powaga, z jaką nauczyciele w Australii podchodzą do oceniania pracy ucznia.
Zauważyłam, że bardzo starają się być sprawiedliwi i traktować wszystkich
równo.
-
Nie ma mowy, żeby
nauczyciel się na ciebie uwziął! Na przykład w maturalnej klasie wszystkie
moje pisemne wypracowania z języka angielskiego oceniane były także przez
specjalną instytucję rządową. Nawet wypowiedzi ustne na lekcji były
nagrywane na kasety i tam wysyłane do oceny! Nauczycielka "modliła się",
żeby nie mieli zastrzeżeń do jej stopni. Przy dużych różnicach miałaby
kłopoty.
-
W Australii nie
ma czegoś takiego jak "odpowiedź ustna", ale istnieją, często znienawidzone
przez uczniów, ustne prezentacje. Chodzi o to, żeby w domu przygotować
przemówienie na zadany temat, a następnie wygłosić je przed klasą. Oceniane
jest nie tylko to, co się mówi, ale również jak się mówi. Nauczyciele
zwracają uwagę na mowę ciała (czy uczeń utrzymywał kontakt wzrokowy z
widownią, czy patrzył tylko na czubek własnych butów). Nie można tekstu po
prostu przeczytać z kartki, należy przygotować małe kartoniki z głównymi
punktami i mówić z pamięci, lub podeprzeć się prezentacją komputerową w
Power Point. Ocena może być obniżona za mówienie za szybko lub za wolno,
zbyt cicho lub zbyt głośno, lub niewyraźnie.
-
Więcej pisze się
tu esejów, wypracowań, opracowań. Sprawdziany oczywiście też istnieją, ale
bardzo rzadko przybierają one formę testów z kilkoma odpowiedziami do
wyboru. Ja zawsze miałam pytania otwarte, co było dla mnie zaskoczeniem
(chyba za dużo naoglądałam się filmów amerykańskich i myślałam, że tu będzie
tak samo). Do tego na koniec każdego semestru są egzaminy obejmujące cały
materiał.
-
Oceny wystawiane
są cztery razy do roku i nie ma tu wielkiego zamieszania związanego z tym
procederem. Nie jest tak, że nauczyciel musi najpierw, na kilka tygodni
przed końcem semestru, powiedzieć każdemu co mu "wychodzi na koniec", a
potem dać szansę na poprawę. W ogóle nie ma poprawiania ocen, ani ze
sprawdzianów (nawet jak się obleje), ani poprawiania na wyższą ocenę
czegokolwiek! Ostatnią szansą, jak się coś komuś "waha", jest właśnie
końcowy egzamin. W sumie należy powiedzieć, że liczy się przede wszystkim
systematyczna praca przez cały czas nauki!
-
Nauczyciele w
ogóle nie muszą mówić uczniom co "dostaną" na koniec. Po prostu pewnego dnia
rodzice przychodzą do szkoły na konsultacje i odbierają raport. Jeśli tego
nie zrobią, uczeń dostanie go w ostatnim dniu każdego termu i wtedy dowie
się jakie ma oceny. Każdy stopień jest uzasadniony w kilku zdaniach (taka
ocena opisowa).
-
Na koniec 12
klasy - matura z pięciu przedmiotów - sprawdzana oczywiście poza szkołą.
Rolą szkoły jest zapakowanie mojej pracy do koperty i wysłanie gdzie trzeba.
I znów... Ocena maturalna jest porównywana z całoroczną oceną mojej pracy
wystawioną przez nauczyciela. Lepiej dla niego, żeby się zbytnio nie
różniła!
-
Australijska
matura jest uznawana za granicą, przez amerykańskie, europejskie i
azjatyckie uczelnie, takie jak Tokyo, Kyoto, Cambridge, Oxford, Princeton,
France University of Paris (słynna Sorbona) jak również wszystkie
uniwersytety w Niemczech, (patrz www.sam.sa.edu.au)
Więcej informacji
na temat SACE (syllabusy, programy nauczania, egzaminy z poprzednich lat itp.)
można znaleźć na stronie
SSABSA.
O tym się nie mówi...
-
W tym kraju jest
kilka tematów, o których się raczej nie mówi. Pytania są uznawane za przejaw
braku kultury i wścibstwa: o zarobki i wyznawaną religię. Jeśli zapytasz
kolegę o jego ocenę, też się nie zdziw, gdy ci nie odpowie. Stopnie to
wyłącznie sprawa między tobą i nauczycielem. Dochodzi nawet do tego, że
musisz wyrazić zgodę na to, by stanąć przed tablicą i rozwiązać zadanie!
Uważa się bowiem, że reszcie klasy nic do twojego stanu wiedzy.
... a tego nie robi
-
Ściąganie
uznawane jest za przejaw nieuczciwości. W tym kraju nieuczciwość jest
naprawdę źle widziana i praktycznie nie istnieje. Czy wyobrażacie sobie jak
ja to przeżyłam?! Nauczyciel wyszedł z klasy podczas sprawdzianu i... nikt
się nawet nie poruszył! Każdy rozwiązywał swoje zadanie! Ściągi nie fruwały!
Nikt sobie nie podpowiadał!
-
Przepisywanie
zadań domowych czy podpowiadanie sobie jest źle widziane przez wszystkich.
Jeśli się czegoś nie umie, należy poprosić o pomoc nauczyciela. On nawet to
lubi i naprawdę chętnie wyjaśni!
Uczeń - nauczyciel
Przed przyjazdem do Australii, słyszałam wiele opinii, że australijska szkoła
jest "luźna", i brakuje w niej tego, co mój informator nazwał "dyscypliną".
-
Rzeczywiście
australijska szkoła jest "luźniejsza". Nikt tu na przykład nie słyszał, o
praktykowanym jeszcze gdzieniegdzie w Polsce (np. w moim byłym ogólniaku),
zwyczaju wstawania z krzeseł, gdy do klasy wchodzi ktoś dorosły.
-
Relacje na linii
uczeń - nauczyciel są bardziej partnerskie i oparte na zdrowym rozsądku i
zwykłej ludzkiej kulturze, niż na jakimś szczegółowym spisie "praw ucznia".
-
Trochę inaczej
jest tu interpretowane, zapisane w międzynarodowej konwencji praw dziecka,
"prawo do nauki". W Australii można wyrzucić ucznia z klasy lub go "zawiesić
w prawach ucznia" i nikt nie narzeka, że to zamach na tę konwencję (lub na
konstytucję). Nauczyciele nie cackają się z niesfornymi uczniami i w każdej
szkole jest jasno określone co należy z takimi zrobić, krok po kroku. Pod
tym względem żadnego luzu nie ma. I dlatego, pomimo braku oceny z
zachowania, w przeciętnej australijskiej szkole na lekcjach jest spokój.
-
Praktycznie w
każdej szkole obowiązują mundurki. Jeśli ktoś chce zobaczyć jak te mundurki
wyglądają, może zobaczyć zdjęcia np.
Underdale High, Modbury High lub Norwood-Morialta.
Pierwsza pomoc
Na koniec jeszcze kilka słów o tym, z jakiego rodzaju pomocą spotkałam się po
przyjściu do nowej
szkoły w Australii. Pierwszą osobą, która przyjęła mnie i moich rodziców
była pani od ESL (angielskiego jako drugiego języka). To ona sprawowała nad
wszystkimi imigrantami i międzynarodowymi uczniami w szkole prawie matczyną
opiekę. ESL był oczywiście osobnym przedmiotem, ale jej rola nie ograniczała
się tylko do uczenia języka angielskiego. Jak się później dowiedziałam, już po
pierwszym tygodniu nauki rozmawiała na mój temat ze wszystkimi innymi
nauczycielami, dopytując ich jak sobie radzę i czy nie potrzebuję w czymś
pomocy. Jej zadaniem było również uzupełnianie wiedzy, np. z historii
Australii, o której imigranci mają blade pojęcie lub wyjaśnianie
australijskiej kultury i sposóbu życia. Dzięki temu łatwiej mi było dostosować
się do życia w Australii i zrozumieć jej mieszkańców. Nauczycielka była
niezwykle cierpliwa i wyrozumiała. Wspierała nas nie tylko w nauce, ale
również psychicznie i duchowo, co często w przypadku imigrantów ma kolosalne
znaczenie.
Mój nauczyciel historii zaskoczył mnie jeszcze bardziej. Za każdym razem, gdy
w wypracowaniu popełniłam jakiś błąd (ortograficzny, gramatyczny, czy
leksykalny), siadał obok mnie i szczegółowo wyjaśniał na czym ten błąd polega. Inny nauczyciel od "Wiedzy o Australii" (Australian Studies) również nigdy nie
zostawił mnie na pastwę losu. O Australii, o jej społecznych problemach i
historii miałam, rzecz jasna, blade pojęcie. Ale nauczyciel zawsze znalazł
czas, żeby mi pomóc. On również na pierwszej lekcji podszedł do mnie, wypytał
skąd jestem i powiedział z szerokim uśmiechem: "Welcome to Australia". Ze strony kolegów i koleżanek nigdy nie spotkałam się ze złym słowem czy
krzywym spojrzeniem. Miłe przyjęcie i pomoc ze wszystkich stron nastawiło mnie
pozytywnie do Australii już od samego początku.
Milena
styczen
2004
powrot
do gory
|
|
|
|
powrot
do gory
|