Strona powstala 27.08.2001

 

Strona Gł�wna

Kontakt

O stronie

Szukaj: wedlug slow kluczowych - wedlug pytan

AustraLink.pl


Image Map

 

SAMO ZYCIE

 


Ten wolumin zaczal powstawac dawno temu. Niektore jego rozdzialy sa pisane juz od kilku lat, a inne nawet od kilkudziesieciu. Sa rowniez przypadki calkiem swieze.

Scenariusze tworzy SAMO ZYCIE, a my mu w tym pomagamy.

Rzadko spisujemy te historie dla wspolczesnych i potomnych. Dlaczego? Bo "szlifowanie formy slowa nie jest duzo latwiejsze od szlifowania kamienia ... ", jak to ujal moj przyjaciel w jednym z listow elektronicznych.

Pomysl na ten dzial chodzil mi po glowie od jakiegos juz czasu, ale nie bardzo mialem od czego zaczac. Az pewnego dnia ... napisala do mnie Marzena ...

Zapraszam wszystkich, ktorzy chcieliby do tej ksiegi dodac i swoj rozdzial. Formy dowolne: wspomnienia, listy, wywiady, cykle korespondencji, opowiadania, opracowania dlugie lub krotkie, ... strony internetowe.

Jest tylko jeden warunek - motywem wiodacym wszystkich opowiesci musza byc ANTYPODY.

Ksiege zalozono w polowie lipca 2002.

Rozdzial I - Marzena

Rozdzial II - Marian

Rozdzial III - Miroslaw

Rozdzial IV - Dana
 


Rozdzial I - Marzena

From:   Marzena

To:     <[email protected]>

Subject: pozdrowienia od Marzeny z Warszawy

Date:   Mon, 17 Jun 2002

 

Mam na imie Marzena i mieszkam w Warszawie. Od kilku dni czytam Pana strone i jestem zachwycona. Bardzo duzo interesujacych informacji podanych w rewelacyjny sposob. Bylam juz dwa razy w Australii i dlatego z taka ciekawoscia czytam wiadomosci podane przez Pana. Pozwole sobie napisac powtornie za kilka dni.

Pozdrawiam.

Marzena

___________________________

Czesc Marzeno,                                           17.06.2002

dziekuje za mile slowa, a wlasciwie, za bardzo mile slowa. Kiedy tu przyjedziesz po raz trzeci?

Pozdrawiam

Stan

___________________________

 

From:   Marzena

To:     <[email protected]>

Subject: to ja Marzena

Date:   Wed, 19 Jun 2002

 

Ja, jak juz Tobie pisalam mam na imie Marzena, mam 44 lata.  Poraz pierwszy bylam w Australii luty/marzec 2001 r. i wrocilam z mieszanymi uczuciami.

Australia byla dla mnie tak nie europejska, ze tak naprawde to nie wiedzialam czy mi sie podoba. W Europie bylam w wielu miejscach, natomiast nigdy nie bylam na innym kontynencie. Ogolne moje wrazenie to - domki i plotki, jak w "Przeminelo z wiatrem". Po miesiacu, kiedy troszeczke zwiedzilam Victorie, bylam rowniez w Sydney, coraz bardziej podobaly mi sie te domki i plotki.

Po raz drugi bylam w tym roku, rowniez dwa miesiace - luty/marzec. Pomimo,ze rowniez bylam na wakacjach, to chcialam na Australie spojrzec mniej wakacyjnie. Mieszkalam w Melbourne, u przyjaciela, w domu oddalonym od morza 100m. Nadal czulam ten klimat wakacyjny, wiekszosc moich znajomych bedacych w Austarlii od 10 do 47 lat,wedlug mnie zyja wakacyjnie. W Australii nie czuje tak duzego tempa zycia jak w Polsce, oczywiscie duzo wiecej usmiechu, zadowolenia, optymizmu. My Polacy zyjacy w Polsce nadal jestesmy smutni, niezadowoleni, niegrzeczni, nadal mamy tendencje do narzekan.

To wszystko wiem, ale gdy przyszlo mi podjac zyciowa decyzje zwiazana z wyjazdem na dluzej - zaczelam sie zastanawiac. Bezustannie mysle, czy umiem zyc w tak roznym kraju od Polski, czy w takim wieku (pomimo, ze czuje sie nadal mlodo) powinnam zaczynac zycie od poczatku.

Dlatego caly czas czytam Twoja strone, wchlaniam wszystkie wiadomosci. Uwazam, ze Twoje spojrzenie na Australie jest bardzo realne, widzisz i pokazujesz wszystkie aspekty zycia w tym kraju. Ostatnio wyslalam do znajomych w Austarlii namiary na Twoja strone, poniewaz uwazam ze jest to doskonale zrodlo wiedzy, ktore rowniez dla nich bedzie interesujace.

Pozwole sobie jeszcze napisac do Ciebie za kilka dni.

Dzisiaj juz wzywaja mnie obowiazki i dlatego mowie Tobie - powodzenia i do zobaczenia.

Marzena

___________________________

Czesc Marzeno,

dziekuje za bardzo ciekawy i osobisty list.

Ja przyjechalem do Australii w wieku lat 41. Do owego czasu slizgalem sie od jednego zawodowego sukcesu, do drugiego. (Tak to widze z perspektywy. Wowczas byla to dla mnie calkiem normalna kariera.) Tak mialo byc i tutaj, w Australii. Zycie jednak (albo ja sam) wystawilo mnie na proby:

  • pierwsze w zyciu, ponad roczne bezrobocie (nikt tu na gwalt nie potrzebowal specjalnosci jaka reprezentowalem)

  • potem, bardzo dobry, 3-letni kontrakt, ale majacy tylko troche wspolnego z inzynierskim fachem

  • a nastepnie samodzielnosc (jako niezalezny konsultant) � ze wszystkimi jej zaletami i wadami

Stabilizacja zawodowa to dla mnie kluczowe zagadnienie. Wyjazd wyrwal mnie z korzeniami ze srodowiska, ktore znalem i w ktorym bylem znany (network), chyba ceniony, i w ktorym czulem sie zawodowo pewnie i "bezpiecznie". W Australii trzeba bylo zaczynac od zera, bez najmniejszej przesady.

Jesli powyzsze zjawisko mialoby szanse zaistniec i u Ciebie, to warto nad tym troche pomyslec. Jesli nie, to pakuj walizki. Nie chodzi mi tutaj o opuszczanie Polski, o uciekanie z kraju, lecz o wielka przygode, ktora Cie czeka. Nie mam najmniejszych watpliwosci - Australia to WSPANIALY KRAJ.

Dla ludzi ktorzy spora czesc zycia przezyli w Polsce, Polska zawsze bedzie najwazniejszym punktem odniesienia. Inaczej jest z dziecmi. Moje wciaz mowia bardzo dobrze po polsku, utrzymuja kontakt z rodzina w Polsce, ale one startuja tutaj. A to zasadnicza roznica.

Jesli sie uda, to zaplanuj sobie sprawe tak, aby korzystac z najlepszego, co mozna w tych dwoch swiatach znalezc. Bedziesz miala dwa paszporty i wspaniala swobode poruszania sie pomiedzy tymi "tak roznymi" krajami. To najlepsze dla ludzi "rozdartych", w naszej sytuacji (przedziale wiekowym), a poza tym, to bardzo ciekawe zycie!

Ja staram sie to zbudowac. Miedzy innymi (choc nie tylko), z potrzeby kontaktu z Polska, zalozylem strone w internecie. Odzew z Polski mam bardzo pozytywny. Jestes tego najlepszym przykladem. Jest rowniez pewne zainteresowanie, ktore pozwala mi planowac coraz szersze uczestnictwo w biznesie na linii PL-AU.

Najchetniej przemieszczalbym sie na tej linii pare razy do roku, spedzajac w kazdym kraju po kilka miesiecy za kazdym pobytem.

A teraz z innej beczki.

Czy bylabys sklonna napisac cos, co moglbym opublikowac na stronie? Wlasciwie Twoj ostatni list swietnie sie do tego nadaje, gdyz ukazuje proces przekonywania sie do nieznanego kraju, oraz dylematy pojawiajace sie w momencie, kiedy trzeba podjac decyzje. Taki autentyczny list wielu ludziom moglby uswiadomic, ze w swych rozterkach i rozwazaniach nie sa osamotnieni, ze jest to raczej normalne.

Pozdrowienia i ... do zobaczenia

Stan

_______________

Do: Australia Zycie Biznes Emigracja

Wyslano: 24 czerwca 2002

Temat: Marzena

 

Decyzja moja zwiazana z wyjazdem do Australii jest trudna i dlatego musze podjac ja bardzo rozwaznie. Chociaz czasami mysle sobie, ze nie powinnam byc taka ulozona. Powinnam poddac sie emocjom, a przede wszystkim uczuciom.

Jestem bezdzietna rozwodka. Mam za soba bezsensu malzenstwo. Obecnie pracuje w dosyc ustabilizowanej firmie, moja praca nie jest zagrozona, co w obecnej sytuacji w Polsce jest bardzo wazne. Moje zarobki ksztaltuja sie na srednim poziomie i pozwalaja mi utrzymac sie na odpowiadajacym mi poziomie. Mieszkam w Warszawie we wlasnym mieszkaniu, mam kochana Rodzine, duze grono znajomych, wszystko pieknie ALE. Ale poznalam 2,5 roku temu mezczyzne mieszkajacego juz od 28 lat w Australii.

Jestesmy dojrzalymi osobami, za nami zle i dobre doswiadczenia a przed nami nowe zycie. Moj problem polega na tym, ze nigdy wczesniej nie myslalam o wyjezdzie z Polski. I tu nagle propozycja malzenstwa i zycie w Australii. W Polsce pomimo, ze jestem sama, ale nie samotna, czuje grunt pod nogami. W Austarlii wszystko nowe - znajomi, miasto, ulice, ruch, obyczaje, a przede wszystkim jezyk. Moja znajomosc jezyka jest bardzo mierna. Dopiero od roku ucze sie jezyka , bez szczegolnych postepow. Wiem, ze po 2 latach powinnam opanowac jezyk na odpowiednim poziomie, wiem, ze moj wyjazd to nie zeslanie na Sybir, ze swiat jest coraz mniejszy. Kiedys jechalam pociagiem do Bulgarii tyle godzin, co obecnie lece do Austarlii, sa przeciez telefony, internet i mnostwo zycia przede mna, ktore nie powinnam zmarnowac. Ale bardzo sie boje tesknoty za rodzina, znajomymi i naszym polskim balaganem.

Z drugiej strony chce byc na stale z moim przyjacielem, a moze przyszlym mezem. Jednak nikt nie moze mi pomoc w podjeciu przeze mnie decyzji. Na pewno nie musze zaczynac tak jak Ty od zera. Na szczescie moj mezczyzna moze mi zapewnic dach nad glowa i " bulke z maslem". Marzenia moje sa jednak podobne do Twoich - znalezienie pracy pozwalajacej przemieszczac sie ze wspanialej Australii do mojej Polski.

Ostatnio rozmawialam przez telefon z moja przyjaciolka (80 lat), ktora mieszka w Australii od 1947 r. Wyjachala z Polski bardzo dawno i juz nigdy tu nie wrocila, ale w glebi serca czuje Polske, swoj Bedzin i nigdy w Austarlii nie czula mocnego gruntu pod nogami. To jest dziwne, bowiem wyjechala z Polski jako mloda dziewczyna, nie ma w Polsce zadnej rodziny, ale mimo to czuje w sobie polskosc. Widocznie my Polacy jestesmy romantykami.

Strasznie sie rozgadalam, ale wracajac do Twojej propozycji - publikacji moich "gadulek" na stronie. Mysle, ze mozesz zaprezentowac moje rozwazania.

Pozdrawiam.

Marzena

________________________

Czesc Marzeno,                                               2002.07.10

Ze spraw praktycznych, zwiazanych z wyjazdem i towarzyszacymi mu rozterkami, mozesz byc pewna, ze brak funkcjonalnej znajomosci jezyka mocno ograniczy Twoje zawodowe pole dzialania. Nie wspominam o calej gamie spraw codziennych, ale o tym wiesz, bo przeciez juz tu bylas.

Porzucenie stabilizacji, jaka by ona nie byla, przyjaciol, rodziny i tego wszystkiego, co nazywamy krajem pochodzenia, jest udzialem kazdego migranta, niezaleznie od tego, czy przekrada sie on przez zielona granice, czy przybywa jako narzeczony lub malzonek. Ja staralem sie to poczucie straty zlagodzic twierdzac, ze przeciez ten wyjazd od niczego mnie nie odcina, ze to nie jest raz na zawsze.

W praktyce wyglada to tak, ze urzadzajac sie w nowym miejscu od poczatku, imigranci musza poswiecic na to wiekszosc swojego czasu i energii, a wyjazd do rodziny i przyjaciol w Polsce traktuja jak swego rodzaju luksus, na ktory ich nie bardzo stac. Przynajmniej w pierwszych latach.

Szczesliwiec, ktory z sukcesem buduje w Australii swoja kariera zawodowa, nie ma czasu na dlugie urlopy, w dowolnym okresie w roku. W Australii czesto firma wymaga, aby urlop brac w okresie od Swiat Bozego Narodzenia, do przedostatniego tygodnia stycznia, bo wtedy wlasnie trwa letnia kanikula i czesc firm po prostu jest zamykanych.

Do tego dochodza zwiazane z wyjazdem wydatki, na dzien dobry 2000 - 2500 A$ na bilet. Szczesliwiec, ktory nabyl dom, pragnie jak najszybciej zmniejszyc wysokosc zaciagnietej pozyczki, gdyz od tego zalezy m.in wysokosc placonych bankowi odsetek.

Wyjac nagle 5000 A$ na miesieczna podroz, to spory krok do tylu, w splatach.

Po jakims jednak czasie nastepuje powrot do korzeni, chocby na pare tygodni, a znam osoby, ktore robia to rokrocznie, a co najmniej raz na 2 lata.

Na pewno, w im pozniejszym wieku rozwaza sie wyjazd z Polski i im bardziej ustabilizowana jest sytuacja osoby wyjezdzajacej, tym trudniej popelnic ten krok w nieznane.

Tak sobie jednak mysle, ze narzeczeni i malzonkowie (ci prawdziwi) nie powinni traktowac wyjazdu jako emigracji. Omija ich bowiem wiekszosc "emigranckich" sytuacji. Teoretycznie, zamianiaja jedna stabilizacje na druga, a cala reszta, czyli poznawanie nowego swiata, to tylko przyjemnosc i nauka.

Zreszta robia to w imie milosci, ktora z definicji jest emocjonalna i spontaniczna. Byle tylko byla trwala. Pocieszeniem jest to, ze dla miedzykontynentalnych oblubiencow zawsze istnieje alternatywa, ktora mozna rozwazyc - wspolne osiedlenie sie w Polsce!!

Jeden z czytelnikow zapytal mnie, ktorej ojczyznie kibicuje emigrant - chodzilo mu o zawody sportowe. Odpowiedzialem, ze ojczyzna jest jedna - jak sama nazwa wskazuje, jest to kraj ojcow.

Marzeno, jesli nadal wyrazasz zgode na publikacje naszej korespondencji, to daj mi znac. Przygotuje material, jako cykl naszych listow.

Pozdrowienia

Stan

__________________________

From: Marzena
To:     <[email protected]>
Subject: Marzena z Warszawy
Date:   Fri, 12 Jul 2002

Dotychczas bylam spokojna, przecietna internautka - a teraz przez Ciebie, albo dzieki Tobie, stalam sie uzalezniona internautka. Kazdy dzien zaczynam od czytania nowych wiadomosci Radka i Justyny. Pieknie jest przedstawiona ich podroz  i chyba ja tez zaczynam powoli zakochiwac sie w Australii.

Rowniez tak jak oni pokonalam dwa lata temu podroz z Melbourne do Sydney. Jechalismy do Sydney wybrzezem a wracalismy do Melbourne autostada. Bylam miedzy innymi - Marimbula, Tathra, przepiekna miejscowosc Tilba-Tilba (swiat bajkowy), Bermagui, Ulladulla. Docelowo jechalismy do malutkiej miejscowosci Austinmer, gdzie spedzilismy kilka dni, mieszkajac w domu polozonym nad oceanem. 

Jestem typowym mieszczuchem, wszystko mi sie podobalo, ale tesknilam za gwarem, halasem. Dopiero teraz, kiedy czytam Twoja strone, a  wszczegolnosci bezposrednie relacje Radka, to powoli uswiadamiam sobie, ze w glebi siedzi we mnie pragnienie zamieszkania w Australii.

Czasami sobie mysle, ze nawet jezeli Radek i Justyna to wirtualne osoby stworzone na potrzebe Twojej strony, to i tak ich uwielbiam. Dzieki nim zdobylam mnostwo, nowych informacji a przede wszystkim zaczelam tesknic za Australia i za wszystkimi moimi nowymi przyjaciolmi. 

Dzieki wielkie za ostani Twoj  e-mail. Masz racje, prawdziwe uczucie powinno byc silne i moj wyjazd to zmiana mojej dotychczasowej stabilizacji i poczatek poznawania nowego. Na pewno w podroz poslubna wybiore sie sladami Radka i Justyny do Adalajdy i koniecznie musimy wsiasc w Ghana (poniedzialek i czwartek) i zobaczyc Uluru, Kings Canyon, Mt Coner i The Olgas. Ostanio kiedy wracalam do Polski widocznosc byla tak rewelacyjna, ze pilot obnizyl lot i widzielismy te monolity, skaly z lotu ptaka - tez niezapomniany widok. Na pewno bede stala czytelniczka Twojej strony i do 25 lipca razem z Radkiem i Justyna bede zwiedzala nowe miejsca.

Wracajac do Twojego pytania dotyczacego naszej korespondencji. Oczywiscie, zgadzam sie.

Pozdrowienia dla Ciebie i oczywiscie dla Dzielnych Odkrywcow.

Pozdrow ode mnie Pulkownika Lighta.

_____________________

Czesc Marzeno,                                                           2002.07.13

wlasciwie nie pozostalo nam chyba nic innego, jak tylko ustalic date naszego spotkania w Adelaide. Razem z Twoim Przyjacielem osobiscie odwiedzimy i pozdrowimy Pulkownika Light'a.

Zobacz

http://users.senet.com.au/~hitek/holdfastdatasa/LtStatue.htm

http://www.virtualtourist.com/m/.105555/855/?s=V

Twoj ostatni email w calosci przeslalem Justynie i Radkowi. Od kilku dni nie pisali, ale wedlug moich obliczen dzis powinni juz byc na cieplym wybrzezu Queensland'u.

Zlozylem nasza dotychczasowa korespondencje w jeden ciag. Wymazalem Twoj adres. Zobacz jak to wyglada (zalacznik). Jesli zaakceptujesz, to od razu wrzuce to na strone. Zrobie chyba dodatkowy klawisz "SAMO ZYCIE".

Moze znajdziemy Twoich nasladowcow, ktorzy zechca rowniez podzielic sie swoimi przezyciami i przemysleniami na temat Krainy Oz i wszystkiego co z nia zwiazane.

Zastanawiam sie ilu czytelnikow o Tobie pomysli tak, jak Ty o Justynie i Radku - "wirtualna Marzena, stworzona na potrzeby strony internetowej".

Pamietasz co Radek napisal o pierwszym spotkaniu ze mna? "Slowo stalo sie cialem ...". On chyba tez nie do konca wierzyl w to, ze mnie tu zastanie.

Ciekawy ten internet ... ale to juz zupelnie inna historia.

Pozdrowienia

Stan

___________________________

From: MARZENA
Date: Fri, 19 Jul 2002

Rzeczywiscie, CIEKAWY JEST TEN INTERNET. Twoj nowy klawisz jest bardzo interesujacy, zwlaszcza historie zycia opowiedziane przez Mariana i Miroslawa.

Marzena trzecia osoba M - to moze poczatek nowej historii, tak jak napisales, scenariusz pisze SAMO ZYCIE. Swietnie wybrales Mariana i Miroslawa, aby poprzez ich emigracje ukazac troski, problemy, rozczarowania i zwyciestwa. Mimo, ze Miroslaw wyemigrowal z Polski w 1987 r., a Marian 1996 r., to ich powody byly podobne. Podejmowali tak trudna decyzje jako dojrzali mezczyzni posiadajacy juz zone i dzieci. Jednak ich rozczarowanie tamta Polska, pogarszajaca sie wciaz sytuacja spoleczna i ekonomiczna bylo tak duze, ze prawdopodobnie to byl ich glowny powod wyjazdu z kraju. Bardzo ciekawe biografie. Miroslaw to caly ptasiek z powiesci Wharton'a.

Wracajac do podrozy Justyny i Radka. Wczoraj pod wplywem ich opowiesci rozlozylam na dywanie dosyc duza mape Australii i sledzilam ich wyprawe, palcem po mapie. Straszna ilosc kilometrow pokonali i chwala im za to. Kiedy ja bylam w Austarlii podobnie jak oni namietnie kupowalam magneziki - mala rzecz a cieszy. Jednak najwieksza radosc sprawilo mi kupno Akubry i Driza-Bone.

Dziekuje Tobie bardzo za przeslanie listu Marii, znalazlysmy sie w podobnej sytuacji, tylko ona jest bardziej przekonana co do swojego kroku.

Obecnie stan w ktorym sie znajduje mozna nazwac wyczekiwaniem. Mam juz za soba interview w Ambasadzie, jestem calkowicie przebadana, wszystkie dokumenty dostarczone, pozostalo tylko czekac.

Prawde powiedziawszy nie myslalam, ze tyle schodow trzeba pokonac. Odpowiadanie na pytania osobiste sprawily mi najwieksza trudnosc, czulam sie bardzo skrepowana wrecz zazenowana, ale widocznie tak ma byc. Trudna i dluga jest droga do Australii. Codziennie gdy wchodze do mojej kuchni, to sie usmiecham sama do siebie gdy patrze na deske z plotu (zakup w Australii), na ktorej widnieje napis "AUSTRALIA - 16 776 km, it's a bloody long way".
Marzena
___________________________

Dopisek 22.07.2002

... Sama nie wiem, czy jestem ciekawym materialem. Moze sprobuje, ale prosze Ciebie o pomoc. ... Wydaje mi sie, ze obecnie w moim zyciu, jesli chodzi o sprawy zwiazane z wyjazdem, bedzie kilkumiesieczna stagnacja. Mysle jednak, ze gdy juz dostane wize to opowiadanie internautom o moich przgotowaniach zwiazanych z wyjazdem i poczatek zycia w Australii moze byc ciekawe. Dlatego tez dziekuje bardzo za zaproszenie do redagowania rozdzialu "Marzena" i wyrazam zgode na publikacje moich listow.

______________________________

From: MARZENA
Date: 01.08.2002

Do 2001 r., czyli przed moim pierwszym wyjazdem do Australii moje wiadomosci o tym kontynencie byly bardzo podstawowe. Wiedzialam, ze Australia to Gora Kosciuszki, koala, kangury, bumerang, Aborygeni, Uluru, Rafy Koralowe, ze Sydney to Opera i Harbour Bridge, a Melbourne to miasto i juz. Jeszcze przed wyjazdem dostalam od mojego przyjaciela dwa piekne albumy poswiecone Melbourne oraz calej Australii. Przegladajac albumy i czytajac rozne publikacje, minimalnie poglebilam swoje wiadomosci na temat krainy Oz.

Dowiedzialam sie miedzy inymi, ze koala to nie pluszowy niedzwiadek, tylko torbacz, ktory nigdy nie pije, a nazwa jego w jezyku Aborygenow oznacza "nie pije". Jednak nadal moja wiedza na temat Australii byla bardzo, bardzo powierzchowna.

Dlatego podziwiam Radka i Justyne, ktorzy do swojej podrozy byli perfekcyjnie przygotowani.
W moim przypadku Australie troszeczke blizej poznalam dopiero podczas moich dwoch wyjazdow - podroze ksztalca. Nie poznalam natomiast Australii dziewiczej, czyli wielkie, nie zamieszkale przestrzenie, ze zwierzetami typowymi dla tego kontynentu.

Dlatego tez musze koniecznie wybrac sie na dluzej do Australii, aby zwiedzic przynajmniej tyle, co podczas swojej wyprawy Radek z Justyna.

______________________________
 

From: "MARZENA"
To: "STAN" <[email protected]>
Subject: Aplikacja na staly pobyt jako narzeczona
Date: Fri, 2 Aug 2002

Moj "narzeczenski" proces wizowy rozpoczal sie podczas mojej ostatniej wizyty w Austarlii. Przyjaciel moj otrzymal cale mnostwo dokumentow (prawdopodobnie z Biura Emigracyjnego), ktore nalezalo wypelnic, oddzielnie przez narzeczonego i narzeczona - APLIKACJA NA STALY POBYT JAKO NARZECZONA(Y) Formularz 47 SP.

Mysle, ze ten sam plik dokumentow jest dostepny w Ambasadzie w Warszawie zwlaszcza, ze komplet wypelnionych dokumentow sklada sie wylacznie w Warszawie (w kraju zamieszkania
aplikanta).

Pytan jest duzo i dotycza danych osobowych narzeczonych, ich rodzin, wykonywanej pracy, (dobrze jest dolaczyc dokumenty potwierdzajace dochody osoby sponsorujacej), dokumenty swiadczace o czestych kontaktach narzeczonych - np. kopie paszportu z wizami i stemplami
granicznymi.

Dokumenty, ktore zaswiadczaja o prawdziwosci zwiazku to przede wszystkim:

  • kopie wspolnych fotografii

  • kopie wydrukow polaczen telefonicznych miedzy narzeczonymi

  • mozna dostarczyc kopie listow

  • dla znajomych lub czlonkow rodziny sa odpowiednie druki, na ktorych poswiadczaja znajomosc, historie zwiazku oraz swoj punkt widzenia dotyczacy przyszlosci narzeczonych

Dostarczyc nalezy:

  • 3 fotografie osoby skladajacej wniosek

  • metryke urodzenia osoby skladajacej

  • w moim przypadku zobowiazana bylam do przekazania:
    - aktu slubu z poprzedniego malzenstwa
    - oraz akt rozwodu.

  • konieczne jest rowniez dostarczenie swiadectwa o niekaralnosci.

Mysle, ze kazda sprawa jest indywidualna i dodatkowe dokumenty zaleza od sytuacji osoby skladajacej wniosek o wize. Zapewne sa dodatkowe wymagania, jesli sklada aplikacje kobieta, ktora stara sie o wyjazd ze swoim dzieckiem.

UWAGA: WSZYSTKIE DOKUMENTY SA W JEZYKU ANGIELSKIM I WYPELNIAMY JE ROWNIEZ W JEZYKU ANGIELSKIM.

Za rozpatrzenie dokumentow placimy w dniu ich zlozenia 2.470 zl (cena na maj 2002 r.)

Otrzymujemy pisemne potwierdzenie zlozenia wniosku, na ktorym jest informacja o naszym numerze referencyjnym, jest rowniez podana data interview (uzgodniona z nami) oraz szereg informacji.

Jestesmy poinformowani o czasie rozpatrywania wniosku - jest on zalezny od wielu czynnikow (jakich nie wiem); sredni okres rozpatrywania ksztaltuje sie od 3 do 6 miesiecy od daty zlozenia wniosku.

Ambasada uprzedza osobe skladajaca wniosek o nie dokonywanie zadnych istotnych dzialan, czyli sprzedaz mieszkania, kupno biletow lotniczych, opuszczenie swojej pracy z nadzieja, ze zostanie przyznana wiza.

Dostajemy rowniez adresy lekarzy wytypowanych przez Ambasade Australii w celu wykonania nastepujacych badan:

  1. test na aids - cena za badania 35 zl.

  2. rentgen pluc - cena 54 zl.

  3. internista - cena 150 zl.

W wymienionej kolejnosci powinnismy wykonac badania, poniewaz wynik testu na aids otrzymujemy za 1 h, rentgen zajmuje nam okolo 1 h (wyniki otrzymujemy w zamknietej kopercie).

Do internisty zanosimy wyniki powyzszych badan i tam oddajemy mocz do analizy i nastepuja juz ostatnie badania internistyczne. Wynik analizy i wszystkich badan jest przekazywany prawdopodobnie do Australii.

W moim przypadku wyznaczony termin na interview byl za 1,5 miesiaca od dnia zlozenia dokumentow. Jest to rozmowa z Urzednikiem Ambasady Australii i ma na celu potwierdzenie i wykazanie prawdziwosci zwiazku miedzy narzeczonymi.

Nalezy mowic prawde i tylko prawde.

Napisalam wczesniej, ze pytania osobiste sprawily mi trudnosc. Gdy opadly mi juz emocje to mysle, ze bylo to spowodowane faktem, iz bylo to moje pierwsze interview.

Nie dostajemy oczywiscie zadnej odpowiedzi, musimy czekac.

Marzena
______________________________

From: MARZENA
To: "STAN" <[email protected]>
Date: Tue, 13 Aug 2002


Jutro ostatni dzien w pracy i wyjezdzam na kilka dni urlopu. Prawdopodobnie jest to moj ostatni urlop w firmie.

Wczoraj mialam niespodziewany telefon z Ambasady Austarlii - OTRZYMALAM WIZE. Nalezy tylko dostarczyc ostatni dokument (potwierdzenie z Urzedu Stanu, rezerwacji daty zawarcia zwiazku malzenskiego) i juz moge przyjsc do Ambasady po wize.

W naszym przypadku zwiazemy sie wezlem malzenskim w Melbourne i dlatego jeszcze mala chwile potrwa zalatwienie wszystkich wymaganych formalnosci.

Od daty zlozenia moich dokumentow w Ambasadzie minelo dopiero 2,5 miesiaca i tak prawde powiedziawszy nie spodziewalam sie tak szybkiej decyzji. Jestem oczywiscie szczesliwa, ale rowniez przerazona. Musze zebrac wszystkie mysli, musze zastanowic sie co zrobic z moim mieszkaniem.

Dzisiaj nie mam czasu, jutro spokojnie sie zastanowie. Wyglada na to, ze juz niedlugo dolacze do grona mieszkancow krainy OZ.

Marzena


powrot do gory

Rozdzial II - Marian

Marian w bardzo ciekawy sposob opisal i zilustrowal swoja przygode z antypodami. Przyznam, ze glownie ze wzgledu na Jego dzielo, postanowilem rozszerzyc formule poza Australie. Marian nie "pisze" swojego rozdzialu w Oz, lecz w NZ.

Czytalem i czytalem (Marian sporo napisal) i zastanawialem sie nad podobienstwem ludzkich losow.

Bardzo polecam (bezinteresownie, bo z Marianem sie nie znamy, nawet wirtualnie).

Ten rozdzial jest pod adresem:   www.angelfire.com/art/mds/nz/nz.html

 

Rozdzial III - Miroslaw

Czesc australijska historii Miroslawa trwa juz kilkanascie lat. Bardzo bogato, i powiedzialbym profesjonalnie, opisal ja na swoich stronach:    

Australjska przygoda - www.albanyis.com.au/~matuzal/P_demo.htm

Australijskie migawki - www.albanyis.com.au/~matuzal/migawki.htm

Czyta sie wspaniale!


powrot do gory

Rozdzial IV - Dana

W poniedzialek, 29 lipca 2002 roku, Dana E. bedzie zmuszona pozegnac sie ze swoim mezem Bryan'em.

Dana ma 43 lata i jest nauczycielka w szkole podstawowej. Wlasnie niedawno dowiedziala sie, ze bedzie musiala opuscic Australie, gdyz jej podanie o wize pobytu stalego zostalo rozpatrzone negatywnie.

Wedlug dokumentow Ministerstwa Imigracji, odmowiono Danie wizy, gdyz nie byla ona w stanie przedstawic zaswiadczen lekarskich dotyczacych stanu zdrowia jej 16-letniej, mieszkajacej w USA, corki. I wszystko pomimo tego, ze corka wcale nie ma zamiaru imigrowac do Australii.

Panstwo E. poznali sie jeszcze przed Olimpiada w Sydney. Dana byla wowczas nauczycielka w szkole podstawowej, ale w USA. Jak wspomina: "Olimpiada sie zblizala, a dzieciaki w mojej klasie nie wiedzialy niczego o Australii".

Dana rozpoczela poszukiwania informacji i kontaktow poprzez internet. Wowczas to poznala internetowo Bryan'a (lat 47), ktory w Adelaide prowadzi mala firme swiadczaca uslugi przeprowadzkowe.

"Bryan skontaktowal mnie z jedna z adelajdzkich szkol podstawowych. Z czasem zostalismy przyjaciolmi." W sierpniu (chyba 2001) panstwo E. wzieli slub, a od kwietnia 2002 Dana nauczala juz dzieci w Adelaide.

Pierwsze malzenstwo Dany, to amerykanskie, rozpadlo sie 8 lat temu. Od czasu, kiedy Dana przyjechala do Australii, czyli od czerwca 2001, jej byly maz sprawuje calkowita opieke nad ich corka. To wlasnie on nie pozwala teraz na to, aby corka poszla do lekarza i zalatwila odpowiednie zaswiadczenia. Dana pisala e-maile, telefonowala, faxowala, ale bez skutku.

"Moje podanie o wize rezydenta nigdy nie obejmowalo mojej corki. Jestem kompletnie zdumiona tym, ze decyzja odmowna spowodowana jest brakiem jej swiadectwa zdrowia."

Decyzje odmowna w ministerstwie podjeto 9 maja, ale list polecony dotarl do Dany dopiero 11 lipca. Malzonkowie postanowili odwolywac sie od tej decyzji, lecz z jeszcze wiekszym zdumieniem dowiedzieli sie, ze termin skladania odwolania juz minal.

Dana i Bryan byli zalamani. Ojciec Bryan'a jest chory na raka, co dodatkowo utrudnia cala sytuacje. "Rodzina potrzebuje Dany, tutaj" mowi Bryan.

Czlonek parlamentu, do ktorego udali sie po pomoc, uznal, ze malzonkowie powinni miec prawo do powtornego rozpatrzenia sprawy, lecz nawet osobista rozmowa z Ministrem Imigracji wskoral niewiele.

Wedlug ministerstwa: "Pani E. nie ma zadnego wyboru. Bedzie musiala wrocic do USA i rozpoczac proces wizowy od poczatku. Jesli nie opusci Australii w oznaczonym terminie, to w swietle prawa bedzie zatrzymana, a nastepnie usunieta poza granice kraju".

Bryan cala sytuacje okreslil nastepujacymi slowami: "Nie prosimy ich (ministerstwa) juz teraz o udzielenie wizy rezydenta, lecz tylko o prawo do odwolania sie. Nawet mordercom takie prawo przysluguje."

Historia ta pochodzi z krotkiego reportazu, ktory ukazal sie w prasie codziennej pod koniec lipca 2002.

powrot do gory