SAMO ZYCIE -
KASIA Z MELBOURNE
Nasz nowy gosc - Kasia z Melbourne - wnosi do
opowiesci z cyklu Samo Zycie, zupelnie nowe spojrzenie -
podwojne. Kasia ma mozliwosc obserwowania zycia w Australii
przez DWA pryzmaty.
PIERWSZY, to pryzmat nowego emigranta, a DRUGI - studenta z Polski, ktory uczy sie w Australii.
Jak to mozliwe?
Grunt to Rodzinka !!
Odcinek 1 - przygotowania i przylot do Melbourne
Odcinek 1 - Przygotowania i przylot do Melbourne |
Coz moge powiedziec o wyjezdzie i jak do niego doszlo?
W Melbourne mam mame i brata, przyjechali tu na pobyt staly rok temu. Teraz juz widac, ze sie tu odnalezli, moj brat studiuje na tutejszym uniwersytecie. Z tego co mowi nauka jest tu calkowicie bezstresowa, nie czuje sie presji tak jak u nas.
Postanowilismy rzucic caly balagan w Polsce i przyjechac do Australi, w koncu nie jestesmy jeszcze starzy, jezyk tylko troche kuleje, mozna to nadrobic.
Wzielismy polroczny urlop z pracy i zlozylismy dokumenty o wize studencka dla jednego z nas (ustalilismy wczesniej ze bardziej potrzeba w Australi informatykow niz wyksztalcenia administracyjnego).
Procedura przyznawania wizy studenckiej wedlug mnie jest duzo prostsza niz inne (pamietam przez jakie "sito" przeszla moja mama z bratem). Zlozylismy aplikacje, wyciag ze stanem konta bankowego, odpis obywatelstwa sponsorow, zaswiadczenia z pracy ze jestesmy zatrudnieni i otrzymamy urlop na czas nieobecnosci. Potem wykonalismy badania lekarskie (TRG pluc, mocz i ogolne badanie internistyczne). Badania zalatwilismy w pol dnia, warunkiem sukcesu (tak mi sie przynajmniej wydaje) jest wczesniejsze ustalenie telefonicznie godziny przyjecia u internisty. Wize otrzymalismy po okolo 2 tygodniach. Wynajelismy mieszkanie, ksiazki i ubrania wyslalismy poczta - przyjda za jakies 3 miesiace.
Bilety mielismy kupione w Australi, ale to chyba nie byl dobry pomysl, poniewaz jak potem przeliczylismy to wyszlo ze zaplacilismy troche drozej niz jakbysmy kupili je w Polsce. Co do trasy to byla taka: Warszawa - Wieden - Kuala Lumpur - Melbourne. Lecielismy Austriackimi liniami, lot trwal ok. 23 godziny. Sama osobiscie uwazam ze samoloty zaprzeczaja wszystkim prawom fizyki i nie powinny latac, boje sie ich strasznie. Z drugiej jednak strony tyle kilometrow w przeciagu takiego czasu robi na mnie wrazenie. Co prawda podczas lotu caly czas mozna na ekranie obserwowac gdzie sie w danej chwili znajdujemy, ale jakos nie moglam w to wszystko uwierzyc. Wydawalo mi sie to bardzo nierealne. Najgorszy byl jednak pierwszy start i ladowanie, potem bylo juz mi wszystko jedno. Na Okeciu zaprawilam sie lekko zubrowka z sokiem jablkowym i sadze ze jest to jeden z lepszych sposobow (ale bez przesady) przechodzenia przez stres latania.
Momentem, ktory zrobil na mnie duze wrazenie bylo ladowanie w Melbourne. Kiedy samolot zszedl juz na tyle nisko ze mozna bylo zobaczyc jezdzace ulicami samochody wielkosci lebka od szpilki, zobaczylam monstrualnej wielkosci miasto. Wszedzie bylo widac dachy, dachy , dachy ... Z daleka majaczylo centrum - kilka naprawde wysokich wiezowcow.
Melbourne przywitalo nas silnym wiatrem ale i sloncem. W koncu to byla koncowka zimy, a na termometrach 12 stopni.
Ok, tyle na dzisiaj wyrzucaja mnie juz od komputera :)
Pozdrawiam serdecznie