Ewa Wachowicz – to była Miss Polonia oraz rzeczniczka rządu Waldemara
Pawlaka. Spotkałyśmy się na Rundle Mall podczas kręcenia kolejnego
odcinka programu, w piątek, 18 marca.
Pani Ewa Wachowicz jest producentką programu „Podróże kulinarne
Roberta Makłowicza” realizowanego dla II programu Telewizji Polskiej,
powtarzanego również w TV Polonia.
Pani Ewo, jak się pani czuje w Australii i jak się tutaj pani
podoba?
— Cudownie! Jest to przepiękny kraj. Do Australii przyjechaliśmy
podczas naszej polskiej zimy, tym bardziej więc jesteśmy zachwyceni
pogodą. Ale oprócz pogody, zieleni i przyrody, które nas – Europejczyków
– zachwycają, mnie osobiście podoba się to, że ludzie na ulicy chodzą
uśmiechnięci. Są baaardzo życzliwi, zachowują się tak, jakby byli na
wakacjach, a wiem przecież, że pracują... Tutaj ten czas jakoś inaczej
płynie, myślę, że ze względu na pogodę i na klimat.
Jak długo jesteście w Australii?
— Ponad dziesięć dni. Są one bardzo pracowite. Przez ten czas
nakręciliśmy cztery programy. Naszą podróż rozpoczęliśmy w Sydney, potem
była Canberra, teraz jest Adelajda i dziś wieczorem odlatujemy do Perth.
I to będzie koniec naszej podróży po Australii. Mam jednak nadzieję, że
jeszcze tu wrócimy i zrobimy programy w północnej części tego pięknego
kraju.
Co gotowaliście?
— Praktycznie wszystko. Dlatego, że Australia jest takim miejscem, w
którym cokolwiek byśmy nie ugotowali, to można powiedzieć, że to jest
australijskie. Oczywiście używaliśmy australijskiej oliwy z oliwek,
australijskiego octu winnego... Wszystkie produkty są stąd. Australijska
kuchnia to mieszanka kultur. Dzisiaj Robert gotuje danie tajskie.
Wcześniej gotowaliśmy zupę chińską. Gotowaliśmy także po polsku, bo
Robert zaproponował jednej z tutejszych firm polskie nadzienie do pai.
Prezentowaliśmy również klasyczny australijski grill, czyli grilowanie
rozmaitych kiełbasek, do tego sałata i pieczywo... To było wczoraj, w
Clarendon.
Myślę, że nasz program telewizyjny z Australii będzie bardzo
atrakcyjny dla tych wszystkich Polaków, którzy nie mogą tu przyjechać.
To dla wielu podróż życia, często niedostępna. Ci wszyscy, którzy
przyjechać nie mogą, zobaczą troszeczkę tego pięknego świata naszymi
oczyma – Roberta, naszej kamery...
Kręcicie swoje programy niemal na całym świecie. Jakie są wasze
plany na „po Australii”?
— Radykalnie zmieniamy klimat i wyruszamy do Norwegii, gdzie będziemy
mieć – niestety – zimę. Tam będziemy pokazywać norweskie fiordy i
przygotowywać smakołyki z łososia. W maju, jak wszystko dobrze pójdzie,
ruszymy do Tajlandii.
Gdy zaczynaliście ten program kilka lat temu, spodziewała się pani
takiego sukcesu?
— Na początku traktowałam ten program trochę jak dziecko. A więc
pragnęłam, by rósł pięknie, był cudowny i umiał co trzeba i żeby wszyscy
się nim zachwycali. Mimo wszystko – przyznaję – nie spodziewałam się, że
tak pięknie się rozwinie. Siedem lat temu, gdy kręciliśmy pierwszy
odcinek w Krakowie, nie myślałam, że po kilku latach będę ten program
kręcić w Australii.
A czy spodziewała się pani, że w ogóle będziecie cokolwiek kręcić
poza granicami kraju?
— Tak, bo taki mieliśmy pomysł od samego początku. Pierwotny tytuł
brzmiał: „W 80 dań dookoła świata” i planowaliśmy, że przez dwa lata
objedziemy kulę ziemską. Program zaczął jednak ewoluować, były sprawy
związane z kosztami, z zamówieniem z telewizji.... Zaczęliśmy inaczej
jeździć, zmieniliśmy tytuł. Mimo wszystko, myśląc nawet o podróży
dookoła świata, to gdzieś ta Australia bardzo, bardzo daleko była w
planach.
Z którą stacją telewizyjną w Polsce współpracujecie?
— Ten program jest realizowany dla II programu Telewizji Polskiej
(publicznej), jego powtórki emitowane są przez telewizję Polonia cztery
tygodnie później.
Ewa Wachowicz chętnie pozowała do zdjęć. Na ostatnim: z Krystyną Zygadło z Adelaide
A jak się żyje w taki sposób jak pani to robi? Jeździ po świecie,
ciągle zapracowana... Jak to pogodzić z obowiązkami rodzinnymi?
— Trudno. Mam czteroletnią córeczkę. Udało mi się jednak wychować ją
w taki sposób, że ona po prostu wie, że mama ma taką a nie inną pracę.
Zaakceptowała więc fakt, że jej mama jest „wyjeżdżająca i pakująca się”.
Dla niej jest to normalne. Gdy mama mówi, że jedzie do Australii i
wyciąga walizki, to ona pomaga je pakować. Pakuje też swoje własne, bo
jedzie do dziadków na wieś. Tak musi być, bo taką pracę sobie wybrałam.
Jest pani z tej pracy zadowolona?
— Tak, bo robię to, co lubię. Ja kocham pracę za
kamerą. To jest bardzo twórcze. Za każdym razem jesteśmy w innym
miejscu, robimy coś innego, w innym otoczeniu...
A jak ocenia pani to, co robiła wcześniej będąc rzecznikiem rządu
Waldemara Pawlaka?
— To się w ogóle nie da porównać. Moja praca w rządzie to mój
„uniwersytet życia”. Półtora roku tam pracowałam. Byłam wtedy młodą
dziewczyną, miałam 23 lata. Włożono mnie w ramy urzędnika państwowego,
musiałam się w tym odnaleźć. Te półtora roku dały mi doświadczenia
takie, jakie ludzie zdobywają latami kończąc rozmaite uniwersytety.
Później też udało mi się skończyć uniwersytet, skompletowałam wyższe
wykształcenie.
Czy nadal interesuje się pani polityką?
— Polska to taki kraj, że jak siadamy do kolacji, to – niestety –
rozmawiamy o polityce. W Australii tego nie ma i za to kocham Australię!
Dziękuję pięknie.
Rozmawiała Lidia Mikołajewska
|