Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Wystawa, Rok Chopinowski, paszporty...

listopad 2010

Rozmowa z Konsulem Generalnym RP – Panem Danielem Gromannem

Przed chwilą, w Bibliotece Stanowej przy North Tce, zakończyło się oficjalne otwarcie wystawy „Zagłada polskich elit. Akcja AB – Katyń”. Przyleciał Pan z Sydney specjalnie z tej okazji, prawda?

Konsul Generalny RP w Sydeny Daniel Gromann

- Tak, gdyż uważam, że jest to bardzo ważne wydarzenie: w prestiżowym miejscu w stolicy Australii Południowej prezentowana jest ekspozycja ilustrująca świadomą akcję niszczenia najbardziej patriotycznej części polskiego społeczeństwa w pierwszym roku drugiej wojny światowej, przez obu okupantów: nazistowskie Niemcy i Związek Sowiecki. Przypuszczam, że bardzo wielu Australijczyków niezwiązanych z Polską nigdy nie słyszało o tych zbrodniach.

Jak ocenia Pan samą ceremonię otwarcia?

- Była bardzo udana. Otwarcia dokonał pan premier Mike Rann, obecny był Gubernator Australii Południowej Admirał Kevin Scarce z małżonką, wicegubernator i przewodniczący Komisji ds. Wielokulturowych i Etnicznych Australii Południowej Hieu Van Le oraz inni przedstawiciele władz i członkowie korpusu konsularnego. Tak wysoki poziom reprezentacji ze strony miejscowych władz jest naprawdę imponujący i świadczy o mocnej pozycji społeczności polskiej w tym stanie. Premier Rann udzielał zresztą zdecydowanego poparcia idei wystawy od samego początku, od pierwszej rozmowy na ten temat, jaką mieliśmy w Sydney krótko po tragicznej katastrofie samolotu prezydenckiego, kiedy wpisał się do księgi kondolencyjnej w naszym Konsulacie. Za to wsparcie należą mu się gorące podziękowania, podobnie zresztą jak wszystkim organizacjom polonijnym, które były zaangażowane w realizację projektu wystawy.

Czy sprowadzenie wystawy do Australii było pomysłem Konsulatu?

- Konsulat był aktywnie zaangażowany we wszystkie etapy projektu wystawy, pomagając w różnych sprawach merytorycznych, organizacyjnych i logistycznych, ale inicjatywa sprowadzenia wystawy do Australii wyszła od sydnejskiej organizacji „Nasza Polonia”. W sprawę zaangażowała się następnie Federacja Polskich Organizacji w Nowej Południowej Walii, która wzięła na siebie stronę formalną i finansową prezentacji wystawy w Australii, podpisując stosowną umowę z Instytutem Pamięci Narodowej – autorem i właścicielem ekspozycji. Pomagali też inni, na przykład Fundacja Kresy-Syberia i organizacje kombatanckie. Mówię o Nowej Południowej Walii, gdzie wystawa prezentowana była w Parlamencie Stanowym, na University of Western Sydney i w Klubie Polskim w Ashfield. Natomiast w Canberze, gdzie wystawę można było obejrzeć w Centrum im. Jana Pawła II, kluczową rolę w zaproszeniu przedstawicieli władz i rozpropagowaniu wystawy w mediach odegrała oczywiście Ambasada.

A w Australii Południowej?

- Lokalnym organizatorem jest Federacja Organizacji Polskich w Południowej Australii, której chciałbym serdecznie podziękować za tak udaną współpracę.

Jakie będą dalsze losy tej wystawy?

- Wystawa wraca do Polski, skąd zostanie wysłana do kolejnych krajów.

Wiem, że wystawa jest tylko jednym z projektów – jak widać udanym – którym poświęcał Pan uwagę na przestrzeni ostatniego roku, pierwszego roku Pana misji jako Konsul Generalny w Sydney. Jak ocenia Pan ten rok? Czy spełniły się Pana oczekiwania i wyobrażenia związane z Australią? Czy tak wyobrażał Pan sobie współpracę z Polonią, z australijskimi władzami?

- Postaram się odpowiedzieć po kolei. Wyobrażenia związane z Australią – tak, potwierdziły się. To jest nowoczesny, wysokorozwinięty, demokratyczny kraj, w dodatku prowadzący politykę wielokulturowości, korzystną również dla społeczności polskiej. Nasze kontakty z władzami stanowymi i lokalnymi są bardzo dobre, oparte na wzajemnym szacunku i konstruktywne, czego dowodem jest obecność wspomnianych wcześniej dygnitarzy na inauguracji wystawy. Przyjemnie jest pracować w takich warunkach.

A współpraca z Polonią?

- Jest również bardzo dobra, miła i – powiem to z przyjemnością – przynosząca dobre wyniki. W ramach obchodów Roku Chopinowskiego w marcu i w maju zorganizowaliśmy wspólnie w Sydney dwa duże koncerty z udziałem polskich artystów mieszkających w Australii. Były bardzo udane, o czym świadczyły liczne podziękowania, jakie później otrzymaliśmy, również od osób spoza środowisk polonijnych, które uczestniczyły w tych wydarzeniach. To daje szczególną satysfakcję: promować polską kulturę, pokazywać jej ogromny potencjał środowiskom „pozapolskim” właśnie we współpracy ze społecznością polską.

Mówiąc o Roku Chopinowskim: doszły do nas sygnały z innych miast mówiące o udanych koncertach innych polskich artystów, którzy w tym roku podróżowali po Australii dzięki zaangażowaniu Konsulatu, ale niestety nie dotarli do Adelaide...

- Tak, bardzo dobrze zostały przyjęte koncerty młodych pianistów, Rafała Łuszczewskiego i Anny Kijanowskiej, którzy wystąpili w Sydney, Canberze (tam oczywiście dzięki zaangażowaniu Ambasady), a także (oboje, w różnych terminach, albo tylko jedno z nich) w Hobart, Brisbane, Darwin, Perth i Melbourne.

Szkoda, że nie dotarli do Adelaide. Dlaczego tak się stało?

- No cóż, nie zawsze udaje się wszystko zorganizować. To są kwestie terminów, dostępności sal i tak dalej. Dobra wiadomość jest jednak taka, że spodziewam się, iż właśnie tych dwoje pianistów, niezależnie od siebie, może wrócić w przyszłym roku do Australii. Nie wykluczam więc, że będzie okazja zorganizować dla nich koncerty we współpracy z miejscowymi organizacjami polonijnymi. Oczywiście Konsulat z przyjemnością podejmie taką współpracę.

Wracając jeszcze do osób, które nie docierają do Adelaide. W poprzednich latach konsulowie z Sydney przyjeżdżali tu co pewien czas na dyżury konsularne, można było złożyć wniosek o paszport na miejscu. Dlaczego teraz nie ma takiej możliwości?

- W czerwcu ubiegłego roku wprowadzone zostały paszporty z tak zwaną drugą cechą biometryczną, czyli odciskami palców. Każda osoba składająca wniosek o paszport 10-letni musi złożyć odciski palców na specjalnym czytniku, z którego dane wprowadzane są do specjalnego systemu. Ten system jest zainstalowany u nas w Konsulacie, ale jak dotąd nie ma wersji przenośnej. Oznacza to, iż nie mamy możliwości technicznych pobrania odcisków palców poza siedzibą urzędu. W związku z tym wszystkie osoby – oczywiście obywatele polscy – które chcą złożyć podanie o nowy paszport 10-letni, muszą przyjechać do Sydney, żeby tam w Konsulacie złożyć odciski palców.

Wydawałoby się, że w erze laptopów, „Iphonów”, tysięcy innych gadżetów i szerokopasmowego Internetu nie jest trudne stworzenie systemu przenośnego…

- Może tak się wydawać, ale nie chodzi tylko o proste kwestie techniczne. Chodzi także o odpowiednie zabezpieczenie systemu, który wiąże się z dostępem do ogromnej bazy danych osobowych polskich obywateli. System przenośny musi być przygotowany tak, żeby nie było najmniejszego nawet ryzyka uzyskania do niego dostępu przez osoby nieuprawnione.

Kiedy więc możemy spodziewać się opracowania właściwego systemu i wznowienia przyjazdów konsulów do Adelaide?

- Na dzień dzisiejszy nie mógłbym podać dokładnych ram czasowych, ale mogę powiedzieć, że prace trwają, gdyż nasz resort ma świadomość dużej potrzeby wprowadzenia takiego rozwiązania, szczególnie w krajach takich jak Australia, Kanada, USA i innych. Ze swojej strony mogę obiecać, że dyżury wyjazdowe konsulów zostaną wznowione zaraz po tym, jak uzyskamy możliwości techniczne i prawne przyjmowania wniosków paszportowych poza Sydney.

Mówiąc jeszcze o podróżach: cieszę się, że zgodnie z obietnicą w przyszłym roku Pan lub przedstawiciel Konsulatu w Sydney zaszczyci swoją obecnością nasz Konkurs Recytatorski, który już od kilku raz organizujemy dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Przy tej okazji, jako współorganizatorka konkursu, pragnę serdecznie podziękować Panu i Pana poprzednikom za pomoc, jaką otrzymaliśmy w poprzednich dwóch latach i w roku bieżącym, a przede wszystkim za sponsorowanie nagród.

- Mam nadzieję, że będę mógł przyjechać na Konkurs osobiście, a jeżeli z jakichś ważnych względów będzie to niemożliwe, na pewno przyjedzie inny przedstawiciel Konsulatu. Staramy się regularnie uczestniczyć w wydarzeniach polonijnych, zarówno w Sydney, jak i w innych miastach. Oczywiście są sytuacje, kiedy jest to niemożliwe: w naszym urzędzie jest czterech konsulów; jeżeli akademie z okazji świąt państwowych organizowane są w tym samym dniu w siedmiu stolicach stanowych, jest fizycznie niemożliwe, żeby na każdej z nich był obecny konsul. Ja, w miarę możliwości, staram się być tam, gdzie zostanę zaproszony.

Przy tak aktywnej działalności, czy znajduje Pan czas dla rodziny, na sprawy prywatne?

- Dla żony czas znajduję w godzinach pracy, na naradach służbowych... To oczywiście żart, żeby podkreślić, że żona jako konsul do spraw paszportowych, wizowych i obywatelskich, jest także bardzo zajęta. A mówiąc poważnie, oczywiście obciążenie czasowe w naszej pracy jest bardzo duże, z tym, że na część wydarzeń, na które chodzę w charakterze oficjalnym, możemy wybrać się całą rodziną, to znaczy z naszym ośmioletnim synem. Na przykład festiwale takie jak Polish Christmas at Darling Harbour czy Polish Festival at Federation Square to idealne okazje, żeby spędzić czas wspólnie.

Czyli na Dożynkach też możemy spodziewać się Państwa wraz synem?

- Niestety w tym roku nie, ale na pewno w którymś z kolejnych. Ale byliśmy tu w trójkę w czasie jednego z weekendów w trakcie Pol-Artu – podziwialiśmy wspaniałe występy zespołów folklorystycznych, sztukę Fredry, obejrzeliśmy polskie filmy.

A jak reaguje Państwa syn na pobyt w Australii? Czy nie buntuje się, że musiał zmienić środowisko, zostawić kolegów? Czy nie pyta, gdzie tak naprawdę jest jego dom?

- Syn zaadaptował się bardzo dobrze, chodzi chętnie do australijskiej szkoły publicznej, ma tam nowych znajomych. Nasz wyjazd przyszedł w stosunkowo dobrym dla niego momencie, gdyż właśnie skończył zerówkę w przedszkolu, gdybyśmy nie wyjechali, i tak zmieniłby otoczenie, poszedłby do szkoły. Tutaj też poszedł, tylko tyle, że daleko od kraju. Natomiast bardzo ciekawe jest Pani pytanie o pojęcie domu.

Dlaczego?

- Dlatego że w pewnym momencie w Polsce, przed przyjazdem do Australii i po kilkuletnim pobycie na Kubie, opowiadając o przeszłości powiedziałem coś o naszym domu w Hawanie. Syn zareagował na to bardzo ostro, mówiąc, że nie, że nasz dom jest tutaj, w Warszawie, w Polsce, nie tam. Nie potrafiłem go przekonać, że można mieć gdzieś dom „tymczasowy”, że jeżeli mieszka się gdzieś przez kilka lat, to miejsce też staje się domem.

Praca na różnych placówkach zagranicznych wiąże się z częstymi zmianami tego „domu”, kraju, środowiska, poznawaniem nowych ludzi, żegnaniem się z nimi. Czasami nowa placówka dyplomatyczna to prawdziwe nieznane. Czy łatwo jest się dostosować do takich zmian? Czy więcej jest obawy, czy ciekawości, otwarcia na coś nowego?

- Zacznę od końca. Myślę, że ciekawość i otwarcie na coś nowego zawsze musi być, gdyż inaczej nie miałaby sensu praca w służbie zagranicznej, istotnie wiążąca się z ciągłymi wyjazdami i zmianami miejsca pobytu. Oczywiście o każdym nowym miejscu można poczytać, znaleźć informacje w Internecie, nie musi to być całkowicie podroż w nieznane – chociaż zawsze będą pewne realia, których się nie przewidzi, okoliczności, które zaskoczą. Natomiast jeśli chodzi o dostosowanie, dużo zależy od państwa urzędowania. Do takiego kraju, jak Australia, nie jest trudno się przyzwyczaić, przynajmniej tak było w moim przypadku.

Wspomniał Pan o kilkuletnim pobycie na Kubie. Czy często wraca Pan pamięcią do tego kraju? Rzeczywistość australijska musi być bardzo odmienna...

- Zarówno rzeczywistość australijska, jak i moja praca tutaj są bardzo odmienne od tego, co było na Kubie. Nie chcę oceniać, czy lepsze, czy gorsze – po prostu inne. Z Kuby mam wiele dobrych wspomnień, śledzę wiadomości stamtąd dotyczące bieżących wydarzeń; zainteresowanie dalszym losem tego kraju, również osób, które tam poznałem, na pewno pozostanie u mnie przez wiele lat. Nie mógłbym jednak powiedzieć, że regularnie wracam myślami do przeszłości, co wynika zapewne z mojej filozofii życia – koncentruję się na chwili obecnej i bliskiej przyszłości, nie poświęcam czasu na wspominanie.

Może jest Pan na to za młody, a czas na wspomnienia przyjdzie później. A może napisze Pan jakąś kolejną książkę, tym razem na temat Pana doświadczeń latynoamerykańskich?

- Niczego nie można wykluczyć, chociaż pracownicy służby zagranicznej raczej nie pisują o swojej pracy, dopóki pozostają w czynnej służbie. Z różnych względów mogłoby to być niewskazane.

W takim razie może wróci Pan do science fiction? Chociaż, szczerze mówiąc, czytając fragment Pana debiutanckiej powieści „Trzecie świadectwo”, umieszczonego na stronie „Pulsu Polonii”, wcale nie czułam, że to jest science fiction. Przyznaję, że nigdy nie lubiłam tego typu książek, może niesłusznie uważając je za ciężkie i niezrozumiałe, pełne fantazyjnej terminologii, opisów przyszłościowej techniki i tak dalej. Ale w Pana książce nie czułam tego „ciężaru”, niezrozumienia. Może dzięki temu, że zdania są krótkie, niezawiłe, a przemyślenia bohatera bardzo przypominają nasze, ziemskie.

- Mam nadzieję, że kiedy przeczyta Pani całą książkę, również zanadto Pani nie zmęczy... A mówiąc poważnie, trafiła Pani w samo sedno: dla mnie to nie jest science fiction, tylko opowieść o ludziach i refleksje na temat naszego świata. Usytuowanie w odległej przyszłości jest wyłącznie kostiumem. Poza tym, to jest książka o miłości, a miłość jest ponadczasowa.

W takim razie muszę koniecznie przeczytać całość! A skoro mowa o czasie, to wiem, że zabrałam go Panu o wiele więcej niż początkowo się umawialiśmy. I chociaż mam jeszcze dużo pytań, które chciałabym zadać, jestem świadoma, że musimy już kończyć. Dziękuję bardzo za czas poświęcony na tą rozmowę, życzę Panu powodzenia na dalsze lata pracy w Australii i serdecznie zapraszam do kolejnych odwiedzin w Adelaide.

- Na pewno będzie ich jeszcze wiele. To ja bardzo dziękuję za rozmowę i życzę Pani oraz wszystkim członkom społeczności polskiej w Adelaide wielu sukcesów w krzewieniu polskości i w promocji naszego kraju i naszej wspaniałej kultury.



Rozmawiała Kamilla Springer


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011