Wielu z nas Australia przede wszystkim kojarzy się z operą w Sydney,
kangurem, niesamowitym wręcz upałem i tym, że leży na końcu świata
Dopiero potem przychodzi nam na myśl kultura aborygeńska, która jest
nieodłącznym elementem australijskiej historii. Po raz pierwszy
zetknęliśmy się z nią całkiem przypadkowo, poprzez aborygeńskie
nazewnictwo.
Plaża w Noarlundze to miejsce, które odkryliśmy jadąc na wycieczkę do
Victor Harbor. I od tej pory bardzo je lubimy i chętnie tu wracamy.
Najpierw było tu plemię Kaurna
Obecna Noarlunga to jedno z wielu miejsc, które od wieków było
zamieszkiwane przez aborygeńskie plemię Kaurna. Jak większość plemion
aborgeńskich byli to myśliwi przemieszczający się sezonowo po terytorium
sięgającym od Port Wakefield do Cape Jervis.
Noarlunga w języku aborygeńskim najprawdopodobniej znaczy „miejsce
połowu ryb” lub jak twierdzą inni „miejsce ze wzgórzem”.
Dla miłośników snoorkowania
W Noarlundze znajduje się rezerwat przyrody - rafa. To jej piękno
przyciąga wielu miłośników nurkowania. Cudownością rafy mogą cieszyć się
zarówno zaawansowani płetwonurkowie, jak i miłośnicy popularnego tu
snoorkowania, czyli pływania w masce i z płetwami. Z przyjemnością
spędzamy tam popołudnia podziwiając barwny świat rafy jak i bawiąc się
wśród fal, które osiągają tam całkiem spore rozmiary.
Prawie każdego dnia plaża zaskakuje nas czymś zupełnie nowym. Czasami
zatoka potrafi być tak spokojna jak jezioro. Wtedy możemy oddać się do
woli snoorkowaniu.
Przy ujściu Onkaparingi
Przez ostatnie parę dni fale w oceanie dostarczały nam niesamowitych
emocji. Jeszcze nigdy dotąd nie bawiłam się tak dobrze skacząc przez
fale i serfując na desce. Nasz Bałtyk, niestety, nawet przy małej - na
pierwszy rzut oka - niewinnej falce, stanowi zagrożenie.
Dodatkową atrakcją Noarlungi jest to, że poza wspaniałą piaszczystą
plażą, ma tu swoje ujście rzeka Onkaparinga, która cieszy się
popularnością wśród wędkarzy. Wędkarstwo, oprócz sportów wodnych, jest
chyba drugim najbardziej popularnym tutaj zajęciem. I to nie tylko wśród
panów! Całe rodziny z zapałem oddają się tej rozrywce. A ja do tej pory
uważałam wędkowanie za typowo męskie hobby!
Szczerze mówiąc jeżdżę czasami z mężem na ryby, ale raczej dla
towarzystwa. Jak tylko zadomowiliśmy się w Glenelg, Marcin kupił zestaw
wędkarski i zaczęły się nasze wypady na ryby.
Muszę dodać, iż miłym zaskoczeniem dla nas była informacja, że nie
trzeba tutaj płacić żadnych składek za wędkowanie! A wędkować można
wszędzie. Z brzegu rzeki, z plaży czy z jetty (mola), które zazwyczaj
jest oblegane przez wędkarzy.
Muszę jednak uczciwie przyznać, że mimo mojego całkowitego braku
zainteresowania wędkarstwem, tutejsze złowione okazy potrafiły wzbudzić
moją ciekawość.
Płaszczki, meduzy, ośmiornice...
Dzisiaj mąż zobaczył ogromną płaszczkę i... wypadł z wody jak
oparzony. Dobrze, że nie trafiło na mnie, bo ze strachu wypłoszyłabym
wszystkie ryby w okolicy.
Ostatnio oglądałam program o niebezpieczeństwach czyhających w
australijskich wodach. Nie powiem, poczułam lekki strach. Rekiny pomijam
(jakoś nie wydaje mi się prawdopodobne, abym mogła mieć z nimi kontakt
pływając parę metrów od brzegu), ale parzące ośmiornice?! Nie brzmi to
najlepiej. Duże meduzy, małe płaszczki, nawet zwykłe z pozoru muszelki
na plaży mogą okazać się groźne...
Pająków tu prawie nie ma!
Myślę jednak, że jest tak, jak z pająkami, które miały być
wszędzie... Przed wyjazdem przeczytałam sporo o australijskich pająkach
i to raczej nie z sympatii do nich. Panicznie boję się pająków i,
niestety, żadne argumenty mówiące o ich całkowitym braku zainteresowania
moją osobą jakoś do mnie nie trafiają. Tym bardziej tutaj, gdzie
występują jadowite dla człowieka okazy!
Jeszcze w Polsce wpadliśmy na pomysł, aby trzymać w domu sztucznego
pajączka. Rodzinka podkładała mi go w różnych miejscach. Na początku nie
raz wpadałam w popłoch widząc pająka na przykład na kanapie... Teraz
jednak, gdy syn włoży mi go nawet do szafki kuchennej, wcale się nie
przestraszę! Po prostu opatrzył mi się ten mój plastikowy kolega.
Po paru tygodniach życia w Australii odważę się napisać: - pająków tu
prawie nie ma! Widziałam dwa. Jednego na balkonie, drugiego w lusterku
naszego samochodu. Przypuszczam, iż większość z nich można spotkać w
ogródkach i w garażach... W sklepach dostępne są specjalne środki na
pająki ale te, które widziałam, były przeznaczone raczej do użytku na
zewnątrz domu... Już byłam skłonna wykupić wszystko to, co stało na
półce... Na szczęście mój mąż czuwał!
Noarlunga to mój raj
Uważam, że każdy z nas powinien mieć możliwość wykreowania swojego
raju. To byłoby fantastyczne. W moim raju z pewnością leżałabym
większość czasu na plaży, a dziura ozonowa nie miałaby szans, aby mi
zaszkodzić. I żaden rekin by mnie nie zjadł, bo by ich tu po prostu nie
było.
Teraz nie rozstajemy się z czapeczkami i okularami, a słońce opala
nawet w pochmurny dzień. W ogóle nie ma mowy o tym, aby iść na plażę w
południe bez parasola i bez użycia odpowiedniego kremu chroniącego przed
ultrafioletem.
Na południe od Portu Noarlunga widzieliśmy plażę, na którą można
wjechać samochodem. Dla nas to coś nowego, ponieważ w kraju
zapłacilibyśmy pewnie spory mandat za taką „piaskową” przejażdżkę.
Idąc wczoraj na plażę z całym naszym sprzętem, którego przybywa z
każdym dniem, zauważyliśmy, że jak tak dalej pójdzie, to i my również
będziemy zmuszeni wjeżdżać samochodem prosto na plażę. Ostatnio
zaczęliśmy nawet wspominać coś o kupnie kajaków... Myślę jednak, że
niedługo wszystko nam przejdzie, ponieważ będziemy musieli skupić się,
niestety, na szkole...
Ach te wakacje!
Człowiek traci poczucie rzeczywistości, świat nabiera zupełnie innych
kształtów, luz, swoboda i... brak racjonalnego myślenia. Ostatnio w
wiadomościach widziałam i słyszałam informację, że na którejś z
lokalnych plaż leży martwy wieloryb wyrzucony przez morze... Oczywiście
natychmiast byłam gotowa, aby tam jechać i go zobaczyć. Martwy czy nie,
ale to w końcu wieloryb, a ja nigdy nie widziałam wieloryba! Niestety,
nasze próby zlokalizowania tego miejsca nie powiodły się. Bo żadnych
konkretnych informacji nie było. Myślę, że to ochrona przed takimi
ciekawskimi jak ja.
Do tej pory każdy dzień spędzony w krainie Oz dostarczał nam nowych
wrażeń. I choć wiem, że po jakimś czasie wszystko nam spowszednieje,
nabierze zwyczajnych kształtów, bo taka jest niestety kolej rzeczy.
Niebawem zaczniemy nowy etap w naszym życiu. Po espaniałych wakacjach
cała nasza trójka rozpoczyna naukę w tutejszych szkołach. Dodatkowo
będziemy starali się znaleźć pracę. Krótko mówiąc rozpoczniemy normalne
życie.
A jakie ono tu będzie? To już tylko od nas zależy.
Agnieszka Byzdra
|