Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Nauru na biało-czerwono

listopad 2011

Nauru, czyli... Idę na plażę


Maurycy Witkowiak. Urodzony w roku 1985 w Poznaniu. Publikacje: Migotania, przejaśnienia; Protokół Kulturalny; Verte; Szafa; , Faust; Latarnia Morska i inne. Powieść Intimissimi, znalazła się w finale konkursu „Promocja najnowszej literatury polskiej” Fundacji Kultury Polskiej 2008. Nagrodzony na TJW im. Juliusza Słowackiego (Wrocław 2009). Wyróżnienie w Konkursie Literackim o Wawrzyn Sądecczyzny (2010).

Publikacje książkowe: Intimita, Kraków 2010 Wydawnictwo Volker.

Skąd to Nauru? Kto wie o istnieniu tego państwa, przepraszam państewka, przepraszam państeweczka, którego nazwa pochodzi podobno od zdania Idę na plażę!? Moja fascynacja tym krajem wzięła się chyba z potrzeby odpoczynku. Nie, nie znaczy to, że zacząłem sprawdzać połączenia lotnicze aby tam zawitać (podobno Air Nauru ma tylko jeden samolot!). Nie, chodziło o odpoczynek związany ze samą świadomością istnienia Nauru. O lekko bezczelne i zarazem odświeżające przeciwstawienie Nauru Polsce. Dlaczego?

Czasami po prostu ma się dość polskiego nadęcia, powagi, brania wszystkiego na serio, spoconych twarzy na ekranie telewizora używających mądrych i wyszukanych słów. Wszystko jest murzaste, kamienne, stalowe, wszystko jest poważne i prawdziwe. Uff... Słyszę słowa: państwo, racja stanu, deficyt, patriotyzm... jak duszno. Uciekłem na mapę, by złapać odrobinę wytchnienia, chociaż troszkę... I jest. Gdzieś w okolicy równika państewko w kształcie placuszka, tak maleńkie jak kropeczka, którą można zrobić długopisem. Dwadzieścia jeden kilometrów kwadratowych – to tak jakby pomnożyć trzy i pół razy poznańską dzielnicę Podolany. Na zdjęciach satelitarnych widzę budynek parlamentu – średniej wielkości bungalow, przed którym powiewa flaga. Zasiada w nim dwunastu posłów – jakie to wspaniale oszczędne. Z pewnością znają ich wszyscy mieszkańcy – zdecydowana większość z widzenia.

Nauru jest zaprzeczeniem wszystkiego, co my Polacy zwykliśmy uważać za związane z pojęciem państwa. Przez wyspę wiedzie tak naprawdę jedna droga, gładka jak stół (tu akurat Polacy mogą się uczyć od Naurańczyków). To przy niej zlokalizowane są dwa hotele – jeden ekskluzywny, a drugi to rodzinny pensjonat. I tu mamy polski wątek – jak informuje w swojej relacji z wizyty w Nauru znany globtroter Wojciech Dąbrowski, w owym rodzinnym pensjonacie pracuje niejaka Pani Mirka, która przez 30 lat była żoną byłego prezydenta Nauru!!!

Od trzech lat w informacjach dostarczanych nam przez media w Polsce dominuje temat kryzysu gospodarczego a wszyscy z niepokojem patrzą na wskaźniki ekonomiczne. Na Nauru ten problem istnieje od ponad 30 lat, ale... któżby się nim przejmował! W latach siedemdziesiątych złoża fosforytów, zapewniające dotąd Naurańczykom ogromne dochody zaczęły się wyczerpywać, a zniszczenie środowiska naturalnego było ogromne. Tak naprawdę Nauru jest w tej chwili jednym z mniej popularnych rajów podatkowych i jednym z wielu państw Oceanii częściowo zależnym od Australii. Jednak Nauru znalazło też sposób aby zarabiać nie pracując – uznało niepodległość Kosowa, Osetii Południowej, Abchazji – niestrudzenie się przy tym targując z Rosją, mówiło się o kwocie 50 mln dolarów. Jakie to obce naszemu programowo i bezmyślnie antyrosyjskiemu nastawieniu i polityce histerycznej, przepraszam historycznej.

Nauru jednak ma swój mały dramat. I nie mówię tu wcale o niełatwych dla tego kraju czasach II wojny światowej, kiedy większość mieszkańców wysiedlono lub wymordowano. Tym dramatem jest samotność. Oddajmy jeszcze na chwilę głos ekspertowi – Wojciechowi Dąbrowskiemu.

(...) Niewiele tu do zwiedzania. W kilku miejscach na wybrzeżu są pamiątki po wojnie – niewielkie bunkry wzniesione przez Japończyków. W zachodniej części wyspy jest skromny katolicki kościół przy którym rezyduje ksiądz – Niemiec. Przy kościele jest szkoła... I to już chyba wszystko... Na innych wyspach Mikronezji można gdzieś popłynąć – na mniejsze, bezludne wysepki. A Nauru tkwi samotnie jak palce – do najbliższego lądu jest kilkaset kilometrów(...)


Maurycy Witkowiak


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011