Reklama-EduAu

Artykuły Archiwalne

Lewica

Autor: Krzysztof Deja 1 lutego 2011

 

Od czasu do czasu wpadają mi w ręce dość dziwne, wręcz kuriozalne pisemka, broszury czy biuletyny.

Niedawno w skrzynce pocztowej przed domem znalazłem pisemko zatytułowane „Left – Focus”. Wydane na porządnym papierze kredowym z drażniącą czerwienią w tytule. A podtytuł – bez ukrywania z czym mamy do czynienia – brzmiał: Biuletyn Komunistycznej Partii Australii.

Nieco mnie zatkało… Nagle zakołowały w głowie wrażenia z drugiej połowy XX wieku, kiedy to tak raziły czerwienią te proporce (zwane szturmówkami), dumne pochody, wiece i przemówienia. Tu nic z tych rzeczy. W redakcyjnym wstępniaku przedstawiają komentarz z ostatnich wyborów parlamentarno-rządowych w Australii. Gdybym nie wiedział co za formacja to pisze, uznałbym, że to głos np. Zielonych, czy Demokratów. W następnym artykule przykładają klapsa premierowi Południowej Australii, panu Rann’owi (jako ze pismo jest stanową mutacją tej formacji), za zbyt żarliwą promocję przemysłu obronnego, a ten w Adelajdzie ma się całkiem dobrze. Zarzucają mu nawet, rekrutację młodzieży ze szkół średnich do pracy w tym biznesie. Jest też co nieco o nagannej polityce wobec uchodźców politycznych i bezmyślnym (według pisma) szafowaniu naszymi dobrami kopalnianymi. W sumie, takie krytyczne opracowania, można znaleźć na łamach: The Australian czy The Economist (ogólnie szanowanych, australijskich pismach). Nie trzeba do tego czerwonego szyldu z napisem LEFT-FOCUS. Co ciekawe, ani cienia propagandy komunistycznej, tak dobrze nam znanej z autopsji życia w PRL-u. Tamte broszury i gazety wręcz ociekały pompatycznym lukrem wychwalając ten „lepszy i najsprawiedliwszy z systemów”, a tu ani słowa o innych systemach. Inna sprawa – skąd teraz brać przykłady. W dobie internetu, nie da się grać kłamstwem jak kiedyś. Chwalić ubóstwo Kuby, czy zakłamanie Korei Północnej? Od biedy można by wrzucić kartę chińską, ale dla Australijczyków byłaby to karta blefowa, czyli antyreklama. Więc dla spokoju nie podpierają się żadnym przykładem.

Jakie to szczęście, że tamten czas mamy już za sobą. Większość z nas na emigracji – od początku lat 80. a reszta obywateli kraju od ponad 20. lat. A pamiętam, że nie zawsze tego typu kukułcze pomioty, robiły na mnie tak beznamiętne wrażenie. Kiedyś jako adept kapitalistycznego ustroju, prawie 30 lat temu, zasuwałem w wiedeńskiej coca-coli. W czasie lauchu ktoś z austriackich komuchów, podrzucił na stołówkę podobne pisemko (wtedy nazywałem to szmatławcem) – zbulwersowało mnie to strasznie. Życzyłem w duchu tym szubrawcom i ich rodzinom, wakacji na robotach w jednym z dalekich kołchozów syberyjskich. „Niech najpierw spróbują tego chleba, a później namawiają innych” – myślałem roztrzęsiony.

Na ostatniej stronie wspomnianego wcześniej pisemka, odkrywają jednak karty. Dowiedziałem się, że mimo wszystko, chcą zamienić system kapitalistyczny na system socjalistyczny. Członkowie CPA pragną zlikwidować bezrobocie, biedę, nierowność społeczną, rasizm i wojny i lepsze warunki dla Aborygenów. Wszystko za jednym zamachem. Towarzysze z CPA – my znamy te bajery i już dość dawno to przerabialiśmy. – Nie z nami takie numery! – chciałoby się krzyknąć.

Właśnie pod koniec pażdziernika ubiegłego roku obchodzili 90. rocznicę ruchu komunistycznego w Australii i podobno była mała celebracja – koncert i wystawa okolicznościowa. Osobiście się nie wybierałem. Zbyt długo żyłem w tym „cudownym” ustroju, żeby to tak szybko zapomnieć. Co prawda, w 1991 roku, partia o tej nazwie została oficjalnie rozwiązana (chyba na wzór rozpadu ZSRR), ale od 1996 roku, znowu działa pod tym samym szyldem. Dowiedziałem się też, że ich głównym organem prasowym jest tygodnik „The Guardian”. Chroń nas Boże od takich guardianów (opiekunów). Tam też szczegółowiej zapoznają ze swoim programem. Krytykują na przykład, Partię Pracy za odejście od ideałów robotniczych i ustawienie się w doborowym towarzystwie menadżerów kapitalizmu. Nie podobają im się też, prokapitalistyczne tendencje Chin.

Praktycznie, już od 16 roku życia można zostać komunistą w Australii, za jedyne 15 dolarów na rok (ze zniżką), a $60 dla zarabiających. Tylko chętnych raczej nie widać, skoro po tylu latach, dopiero pierwszy raz przydarzyła mi się styczność z tą zarazą.

Krzysztof Deja
w czesci fotograficznej dalsza czesc impresji z Wielkiej Oceanicznej Drogi i okolic.
Tym razem w wersji panoramicznej.
wp52.JPG

– pelikany w Coorong
wp54.JPG

– Great Ocean Road z gory
wp15.JPG

– stara latarnia morska w Otway

 

wp16.JPG
– wieczor w Apollo Bay

 

wp17.JPG

– wybrzeze w Portland
wp38.JPG

– Port Fairly
wp49.JPG

– zatoka w Robe
w55.JPG

– widok na Apollo Bay

Komentarze

Autor

Krzysztof Deja

Krzysztof DejaKrzysztof Deja mieszka w Adelaide od ponad 30 lat. Jego Dzienniki Poranne i felietony pisane są właśnie z tej "australijskiej perspektywy". W portalu zaczęliśmy je publikować w sierpniu 2003. Z zawodu inżynier, projektujący pojazdy pancerne i inne środki transportu. Z zamiłowania zajmuje się literaturą. Pisuje dla polonijnej prasy. Wiele jego wierszy zostało nagrodzonych. Jest również autorem opowiadań oraz powieści pt. "W kolejce do raju", traktującej o przygodach w trakcie emigracji z Polski.   Więcej jego utworów można znaleźć pod adresem www.australink.pl/krzysztof   http://www.youtube.com/watch?v=vYArdV1Bnoc http://www.youtube.com/watch?v=x-uQbTeD3aA Więcej artykułów tego autora