« Zima | Strona główna | Vademecum pakowacza »

1 września 2004

Powolna adaptacja

Coraz bardziej wtapiam sie w otoczenie i adoptuje do niego. Jezdze autem po lewej stronie jakbym cale zycie tak jezdzila, oraz dyskutuje przez telefon z natretnymi telemarketerami. Spellowanie cwicze w pracy i wychodzi mi to coraz lepiej...

Musze powtorzyc kolejny raz, ze ktokolwiek uslyszy moj obcy akcent jest bardzo uprzejmy dla mnie i zawsze oferuje pomoc lub gawedzi ze mna wypytujac sie o Europe i kraj z ktorego pochodze. Nie moge tutaj nie wspomniec o Panu na poczcie, ktory wstrzymal moj duzy album o Polsce od wysylki aby go obejrzec. Album ten wysylalam do Rodneya, udajacego sie na wakacje pod koniec sierpnia. Calosc podrozy juz jest zaplanowana i czekam na ostatnie potwierdzenia od nietypowych, ale specjalnych przewodnikow.

Bycie housewife jest czyms co mi bardzo odpowiadalo przez pierwsze miesiace i chetnie kontynuowalabym takie zycie dalej, ale czas bylo zrobic kolejny krok. Po latach intensywnej pracy potrzebuje sie tez intensywnego odpoczynku. Mysle tez ze te 3 miesiace odpoczynku kazdy powinien dac sobie, po tak wielkich zmianach w zyciu. Czas ten jest wystarczajacy na aklimatyzacje i dostrojenie sie do tutejszego zycia. Jak wygladalo moje?

Kazdego ranka w ciagu tygodnia zaglebialam sie w swiat do 15 tysiecy km oddalonego domu rodzinnego i przyjaciol. Roznica czasu jaka jest miedzy nami pozwala mi na zlapanie kogos zaraz przed pojsciem spac. Bardzo czesto to oni staraja sie poczekac do 11 w nocy, aby mnie zlapac i o cos wypytac. Wciaz duzo czasu zajmuje mi odpisywanie na maile. Szczesciem wszyscy sa bardzo wyrozumiali i czekaja cierpliwie na odpowiedz. Duzo tez czasu poswiecam na czytanie ksiazek i testy z angielskiego. Pomaga mi to odswiezyc slowka i przetrwac kryzys jezykowy jaki pojawil sie u mnie czas temu. To takie dziwne uczucie, szukasz slowka angielskiego w glowie, ale nawet nie mozesz znalezc jego odpowiednika polskiego. Nie mam stycznosci z polskim jezykiem mowionym i juz lapie sie nie tylko na braku slow polskich, ale tez na mysleniu i mowieniu do siebie w j.angielskim. Podobno kryzys mija w momencie kiedy pierwszy raz cos sni sie po angielsku. Mnie przydarzylo sie to jakis miesiac temu i powiem Wam ze to dziwne uczucie. Do tej pory w moich snach, mimo ze swiadoma wyjazdu, to wciaz jednak bylam w Polsce. Mark smial sie, ze moze kiedys wyladuje w koncu w Brisbane, trzeba tylko poczekac. Wyladowalam szczesliwie po 2,5 miesiaca pobytu tutaj i uslyszalam mezowskie – Thanks God!

Kryzys jezykowy objawia sie tez strachem przed rozmowami telefonicznymi. Przeciez latwiej jest jednak zrozumiec osobe kiedy sie ja widzi, a tutaj dzwoni ktos i mowi do Ciebie a Ty go nie rozumiesz! Brak zrozumienia przez telefon doluje bardzo, ale jak uspokajano mnie, jest tak wiele kultur tutaj ze czestym przypadkiem jest brak zrozumienia pomiedzy rozmowcami... hehehee

Naturalna jest wiec rzecza prosba o spellowanie nazwisk czy nazw ulic i kazdy przyjezdny winien byc tego swiadom i uzywac do woli. Nie dolujcie sie takze zla wymowa jakiejs miejscowosci czy dzielnicy. Wiekszosc z nich to nazwy aborygenskie i ich wymowa jest zupelnie inna niz by nam sie wydawalo. Moja ulubiona nazwa jest Brumburrum, miescinka jakies 150 km od Briessie.

Bardzo wazna sprawa jest Wasza nastawienie do rzeczywistosci i zdanie sobie sprawy z odleglosci. Jesli myslicie ze wszystkie z Waszych przyjazni czy znajomosci przetrwaja odleglosc to jestescie w bledzie. Ja staralam sie przygotowac do powolnego zaniku czesci kontaktow, ale czy do tego wogole mozna sie przygotowac? Przez cale zycie jedni odchodza inni przychodza i tylko nieliczne znajomosci czy przyjaznie sie utrzymuja. Dlaczego tak sie dzieje? Bo do tego trzeba dwojga, a kazdy biegnie w swoja strone i powoli zatraca to co jest wazne, jakby zapominal o wspolnie spedzonym czasie. Ludzie wola tez czytac co u kogos sie dzieje niz napisac pare zdan o wlasnym zyciu. Nie wiadomo dlaczego zawsze lepiej szukac interesujacych rzeczy u drugiej osoby niz starac sie znalezc cokolwiek w swoim. Przyznajcie sie sami sobie kiedy ostatnio wyslaliscie kartke pocztowa, badz urodzinowa, juz nie mowiac o napisaniu listu.

Nie moge tutaj pominac milych ale i tych gorzkich niespodzianek. Czasem te wg Was najsilniejsze kontakty urywaja sie nagle, bo jedna ze stron troche zaluje ze nie jest na tyle odwazna by zrobic to samo, badz skupia sie na sobie, a ale bywa i tak ze kontakt spisany na straty zawiazuje sie jeszcze mocniej. Ciesze sie wiec i z kazdego listu przyslanego mi tradycyjna droga, a i sama moge sie pochwalic odpowiedzia liczaca sobie ponad 5 stron.

« Zima | Strona główna | Vademecum pakowacza »