Reklama-EduAu

Artykuły Archiwalne

Moje cudowne polskie wakacje (na Sunshine Coast w Australii)

Autor: Ania Stan 24 grudnia 2014

Zasiedziałam się trochę za długo na Gold Coast i mimo, że pomysłów mam dużo i dnia mi często nie starcza, żebym zrobiła wszystko, co zrobić chcę, zaczęłam się nudzić…i czułam, że czas najwyższy gdzieś pojechać. I co się stało? Wakacje się stały. Moje małe wakacje w sosie  z polskich prawdziwków 😉

Tomek z Sunshine Coast przyjechał do mnie (Gold Coast) z Damianem z Townsville w piątek, ustaliliśmy, że zabierają mnie ze sobą do Sunshine Coast w sobotę, dołącza do nas Marcin z Gold Coast i bawimy się w polskim towarzystwie. I bawiliśmy się. Śmialiśmy się do braku tchu, tudzież łez kapiących po moich policzkach, które czuły się, jakby znów miały 20 lat!

Poprawcie mnie jeśli się mylę, ale ja uważam, że nie da się śmiać aż tak w języku innym niż własny, bo z nim przychodzi całe wyposażenie kulturowe i mnóstwo niuansów, jak chociażby teksty z filmów lub pół słowa, które wszystkim skojarzy się tak samo! Dowcip sytuacyjny zyskuje zupełnie inny wymiar lub raczej odzyskuje właściwy. Więc zamierzam to robić częściej, bo izolacja od własnego języka w życiu codziennym służy mi mało. To tak tytułem wstępu – stąd tytuł „Moje cudowne polskie wakacje”.

Sunshine Coast 1 - foto Ania Stan

Sunshine Coast jest ładne. Zatrzymałam się w jego części, która nazywa się Maroochydore, zaraz obok rzeki (Maroochy River) blisko Bradman Ave. Jest tu cicho i spokojnie. Mały ruch. Zielono-kolorowo. Rzeka wygląda na czystą. Starszy Pan zaczepia mnie, kiedy spaceruję jej brzegiem po kolana w wodzie, więc pytam, czy jest bezpiecznie w niej pływać. Pan opowiadając historię swojego życia, mówi, ze  opowieści o „bull sharks” pływających w rzece to tandetne bzdury i on w całym życiu (którego w wodzie spędził część sporą) spotkał 4 rekiny i wcale nie były nim zainteresowane…  Ja na rekinach i ich zwyczajach nie znam się wogóle, więc mimo, że bardzo chciałam Panu zaufać, zrezygnowałam z kąpieli i poszłam dalej spacerować brzegiem rzeki brodząc po kostki już w wodzie.

I różne ciekawe rzeczy zobaczyłam. Pelikany, ludzi je karmiących zaraz obok ludzi ławiących ryby, ludzi na łódkach, w kajakach, na deskach z wiosłami w rękach, dzieci skaczące z mostu do rzeki i takie małe mini przystanie na jedna łódkę.

Sunshine Coast 2 - foto Ania Stan

I całą grupę ludzi na deskach z wiosłami w rękach zebranych z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Właśnie, skoro mowa o Gwiazdce…

Chyba przyzwyczajam się powoli do Świąt Bożego Narodzenia z Mikołajami radośnie pobłyskującymi kolorowymi lampkami świątecznymi i gołych reniferów ubranych w ciepłe futerka, wesoło ganiających po balkonach w letnie australijskie upały, w grudniu.  Do tych pięknie sztucznych choinek, ubranych w cokolwiek, głównie w dużo lampek, bo bombki przypominające bombki potrafią kosztować po 20 AUD za sztukę (czyli mniej więcej ponad  55 złotych, według aktualnych na dzis przeliczników).  Jest coś urokliwego i jakiś rodzaj wesołej, półgębkiem śmiejacej się tesknoty  w gapieniu się na te obrazki, z potem ociekającym po jego poprzednich warstawach oblepiających twarz w tym upale. I jest też wesołość pełną gębą, kiedy ogladam australijskie obrazki tego typu

Czy to nie jest fajne? Duża grupa ludzi zjednoczona pod wspólnym motywem – pływamy po rzece na „stand up paddle boards” z okazji Świąt. Niedziela ok. 7 rano. Może mało widzicie na obrazkach, bo do robienia zdjęć miałam tylko nieco nadwyrężonego już ipoda. Ale nieważne, opowiem Wam. Grupa była duża i zróżnicowana . Dorośli przebrani mniej lub bardziej za Mikołaje, elfo-syreny, syreno-Mikołajki i nie mam pojęcia co jeszcze, wiosłowali zgodnie po rzece tu i tam wioząc dzieci i psy rozpłaszczone lub wiercące się na przodach desek. I uśmiechnięci machali do mnie, jak robiłam zdjęcia. Naprawdę podobało mi się to.

Sunshine Coast 3 - foto Ania Stan

A poźniej wlazłam w miasteczko oddalając się nieco od rzeki. Samo Maroochydore, położone gdzieś pomiędzy Nossa i Mooloolaba, nie jest duże. Jedno większe centrum handlowe i jedna ulica z knajpami i restauracjami. Niewiele dzieję się, ale jak dobrze poszukałam, to znalazłam mój mały kawałek Europy – Hiszpańska nazwa i kilka kolorowych doniczek. Bardzo mały, ale był!

Sunshine Coast 4 - foto Ania Stan

I właściwie poza tym, co już opisałam, to wielkich odkryć nie dokonałam na Sunshine Coast. Po części myślę dlatego, że nastawiona byłam raczej na „polskość” tych moich krótkich wakacji, niż na zwiedzanie Australii.

Noosa wydała mi się ładna, ale do dziś nie mogę pozbyć się wrażenia, że to było takie malutkie Zakopane, tylko, że nad Pacyfikiem, a nie w Tatrach i nie Krupówki, tylko Hastings Street. Ceny wyszybowane pod niebo, podejrzewam, że podbnie jak w Zakopanem, tyle że w $$ australijskich. Może zabrzmię tu jak bluźnierca dla niektórych, ale zdjęć nie robiłam, bo ileż można strzelać fotek piaskowi i falom?

Za to podobało mi się bardzo wejście na górę Coolum i widoki z tej trasy, jak również widoki z samego już szczytu. Może jest to górka nieduża, ale widoki piękne. Zdjęć również i tu nie cykałam, bo nie miałam aparatu, więc zainteresowanych zachęcam do wyszukania w internecie lub książkach. Jak znów będę w okolicach Sunshine Coast, myslę, że powtórzę spacer na Mt Coolum.

I na koniec zdjęcie „w ogródku przed domem” typowe dla klimatu ozzie.

Sunshine Coast 5 - foto Ania Stan

Sunshine Coast 5 – foto Ania Stan

Kto znajdzie papugę?

Komentarze

Autor

Ania Stan

Ania StanAnna Stan przyjechała do Australii w roku 2009. Do dziś mieszka w Gold Coast. Jej główne zainteresowania to sport, rekreacja, rehabilitacja i podróże. Na przestrzeni lat poświęcała się rożnym dyscyplinom, takim jak: pływanie, treningi siłowe, sztuki walki, jazda konna, narciarstwo, snowboarding, jazda na rowerze, tenis, koszykówka, nurkowanie, czy joga. Ania jest wykwalifikowanym trenerem i instruktorem. Wierzy w to, że aktywność sportowa i właściwe odżywianie się są jedną z podstaw dobrego życia. Strona Ani: www.annagreenup.com Więcej artykułów tego autora